Dostojewski powiedział, że najtrafniejszym określeniem człowieka jest to, że się do wszystkiego przyzwyczaja. Wiedziemy to życie w jednym punkcie ciągnąc za sobą swoje małe uzależnienia. I rzadko nam to przeszkadza, bo jesteśmy przyzwyczajeni do niespodzianek codzienności lub właśnie do ich braku. Do codziennych papierosów i ulubionych kanapek. Mamy wyznaczone granice. stań na ziemi, nie w air maxach, ale boso, w dzień na trawie, a nie w zadymionym klubie nocą. Mamy dni wypełnione na tyle, że nie mamy czasu na swobodny rytm myśli.
Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że nie da rady tego rytmu przerwać na dłużej niż na moment. A gdybyśmy zmienili rytm, wpadlibyśmy w kolejny. Chyba dlatego wakacje są wakacjami, dlatego mijają i za nimi tęsknimy. Nie warto jednak tęsknić za innym życiem, bo zamieniając Punkt Postoju w codzienność nie smakowałby już tak dobrze.
W związku z tym warto by było zastanowić się nad inną rutyną - tą, którą lubimy. Tymi fragmentami dnia, które wywołują w nas ciepło, a my nawet się na tym nie skupiamy. (...)warto zatrzymać się na moment. wszyscy są zmęczeni, ale nikt nie ma ochoty odpocząć. A warto. Warto wyjąć słuchawki z uszu, odetchnąć, posłuchać po cichutku płyt, które latami były utaplane w kurzu. Odciąć się. Odciąć się od tego betonowego brudnego buszu. Zająć się sobą, spojrzeć na siebie, w ciszy, w spokoju, pośród zwykłych, szarych, tradycyjnych dni.
***
Siedziałyśmy wtedy na ławce, był zapewne październik, może listopad. Nie było śniegu, nie było widać gwiazd, tylko światła przejeżdżających samochodów.
- Zastanawiałam się nad rzeczami, które mamy codziennie, a które miną. Czaisz? Tylko, że nad tymi dobrymi. Jak na przykład to, że teraz po twoich zajęciach siedzimy tu i pijemy piwo.
Wtedy jakoś nie do końca wydało mi się to dobrą rutyną, a dziś tamten czas jest odległy jak księżyc. Wieczory na ulicach, piwo i inne używki. Miałam najlepszą przyjaciółkę. Wszyscy ulicznicy spędzający wieczory na murkach, w oknach i na dostarczaniu fast foodów nas znali. Siema siema, papierosek, lecimy dalej.
Pamiętam wstawanie rano, spóźnianie się na autobus, powroty z collegeu, następne zajęcia, piwa, późne noce przy laptopie i poranny zombie mode... pamiętam trochę później czekającego na mnie na przystanku przed siedemnastą K.
Kiedy zastanawiałam się nad tym, co miało miejsce zaledwie pięć i cztery lata, z przerażeniem zauważyłam że to nie było nic innego jak etap. Tamten czas nie zlewa się z dzisiaj. Etap minął.
Jeszcze w zeszłym roku, kiedy wracałam z pracy, było gorętsze lato, a na parkingu zawsze siedzieli jacyś znajomi, zawsze ktoś mnie wołał, ktoś skręcił papierosa, ktoś zadzwonił do K.
Pamiętam Psa, kiedyś codziennością było chodzenie z nim na spacer, lubiłam to. Chodziłam po polach, znajdowałam miejsca w których nie było mowy nikogo spotkać i obserwowałam uciekający dzień. Albo te wieczorne spacery, kiedy ktoś palił zioło nad jeziorem, a ja przemykałam obok, w płaszczu lub wręcz przeciwnie, w dresie, z Psem. Pies był kochany, jeżeli ktoś chce to pisałam o nim tutaj klik. Niestety w marcu tego roku musieliśmy go uśpić, bo siadły mu nerki i wątroba, powody prawdopodobnie te o których pisałam na tamtym blogu. Ale ten Pies to legenda, nigdy nie zapomnę jak siadał naprzeciwko mojego regału i oglądał książki, jak wysrał się za kanapą (!), żeby nikt nie zauważył, czy przyszedł do mnie jak nie mogłam zasnąć i dał się głaskać aż zaczęłam odpływać.
Na dzień dzisiejszy lubię poranną, rutynową jazdę autobusem. Pamiętam, że jak skończyłam college to mimo narzekania na wczesną godzinę i tak tęskniłam za porankami, za rapem na słuchawkach. Dziś w autobusach czytam. Lubię być wcześniej w pracy, siedzieć na stołówce, rozłożyć się na swoim stanowisku nim wszyscy przyjdą. Lubię tą poranną kawę, ale w soboty przy laptopie, kiedy mam czas na relaks (dziś mam wolne!). Ale tak naprawdę prawdopodobnie zauważę, co najbardziej lubiłam, kiedy to minie. Może grający nocą telewizor i dobiegający z salonu śmiech matki, kiedy zasypiam? A może paczki książek, na które nie będę mogła sobie pozwolić? Albo zwyczajne spacery z pracy samotnie lub z K., kiedy nie ma nikogo kto by mnie podwiózł do miasta? Może inny widok z okna, kiedy zasypiam? Wtedy przyjdzie kolejna codzienność, by zastąpić tą starą.
W końcu z perspektywy czasu nie każdy dzień jest taki sam.