Brat zamiast na uniwerek poszedł do pracy. Powiedział, że nie chce brać pożyczek, woli odłożyć pieniądze, a poza tym potrzebuje doświadczenia zawodowego. Bo to przydatne i w CV ładnie się prezentuje.
Pracował w fabryce z jedzeniem, gdzie nie zaakceptowali jego chorobowego kiedy się przeziębił. A co, miałem chodzić i kichać w jedzenie?! Jak im się nie podoba, to niech się w dupę pocałują. W tym samym czasie chodził w weekendy na wolontariat do sklepu. Teraz postanowił iść na apprenticeship - to taka nauka zawodu za zazwyczaj niższą niż normalna stawkę, na czas określony. Braciak lubi gotować i chce pójść na praktyki w tym właśnie kierunku. Przyszłościowy zawód, a zdaje się że zainspirował go do tego murzyn, palący zioło szef kuchni, którego poznał przypadkiem (zdaje się, że Brat ma jeszcze ciekawsze znajomości niż ja hehe).
Siedziałam w kuchni i obserwowałam Brzydala bawiącego się piszczącym pączkiem - rozgryzł go mniej więcej po piętnastu minutach - kiedy Brat (który chwilę wcześniej usmażył tortille na nachosy) powiedział: potem może pójdę na studia biznesowe. Chciałbym otworzyć sklep z ciuchami.
Rzecz jasna spojrzałam na niego jak na wariata. Czy ten chłopak kompletnie oderwał się od rzeczywistości? Jeszcze to gotowanie, może coś by z tego było, w końcu zna tego murzyna z restauracji. Pomyślałam jednak nad tym głębiej i zadałam sobie pytanie: dlaczego właściwie go krytykuję? W Anglii założenie własnego biznesu jest dużo prostsze, niż na przykład w Polsce. To jest możliwe. Dlaczego ci ludzie, którzy założyli polski sklep, czy Polacy którzy otworzyli lumpeks mieliby być lepsi od Brata? W końcu chłopak jest ambitny, beznamiętny, a ponad wszystkie atuty ma ten najważniejszy: zna perfecto angielski. No i jest po dobrej szkole. Jeżeli chciałby spróbować, dlaczego miałby się ograniczać i szamać, kimać, tyrać, że tak zacytuję Wojtka Sokoła? Zawsze pozostaną mu inne opcje, ale nie dowie się czy może iść w górę, jeżeli nie spróbuje. Jak zresztą każdy z nas. Mam wrażenie że świat specjalnie został zrobiony w ten sposób. Nasuwa mi się tu Rok 1984. Mało komu chce się męczyć, by osiągnąć coś swojego, bo tyra te cholerne osiem, czy dwanaście godzin, by się utrzymać, a potem zakupki, obiadki i odpoczynki. Zresztą świat nie mógłby stać, gdyby ktoś nie szył ciuchów do tych sklepów.
W każdym razie gdzieś w tej gonitwie myśli doszłam do zasadniczego pytania - kiedy, kurde, moje życie stanęło w miejscu i przestałam o czymkolwiek poza wakacjami marzyć? Skupiłam się na tym, co najprościej dostać, na niewymagającej myślenia pracy którą mam pod ręką. A pamiętam, że moim pierwszym poważnym marzeniem było zostać dziennikarką... nie zrobiłam nic w tym kierunku. A prawda jest taka, że nadal mam szansę, by coś osiągnąć.
no to skoro nadal masz szansę to osiągnąć, to trzeba próbować, ryzykować, a to może się kiedyś odpłacić :)
OdpowiedzUsuńWarto ryzykować, próbować... :)
OdpowiedzUsuńCzasem potrzebujemy impulsu, żeby ruszyć tyłek i zacząć brać się za realizację naszych marzeń. Sama z doświadczenia dobrze wiem, że łatwo jest mówić i postanawiać, a gorzej realizować własne założenia.
OdpowiedzUsuńPamiętaj: NIGDY NIE JEST ZA PÓŹNO - więc świat stoi przed Tobą otworem, a marzenia tylko czekają, aż je spełnisz. :)
Muszę złapać ten impuls, kurcze 21 lat to jeszcze nie starość, nie muszę w tym punkcie stawać w miejscu.
UsuńPodoba mi się puenta Twojego komentarza :)
Dokładnie, dużo czasu przed Tobą. Pomyśl jeszcze nad tym, że niektórzy zaczynają realizować marzenia, gdy mają np. dwa razy tyle lat co Ty - więc w porównaniu do nich, jesteś na wygranej pozycji. :)
UsuńA dzięki, to takie moje motto życiowe. :D
Czasem strach nas ostatecznie "wyjada" i boimy się tego ryzyka, nie podejmujemy go. A ja myślę, że warto. Zawsze warto. A jeśli ktoś zapyta "dlaczego?" to mogę tylko odpowiedzieć tak, jak masz w tytule. Bo zawsze, ostatecznie pozostanie satysfakcja. Że się próbowało, że się odważyło.
OdpowiedzUsuńDokładnie. Drugiej szansy na spełnienie siebie nie będzie
UsuńI zostanie niedosyt. A to jedno z najgorszych uczuć, jak dla mnie -.-
UsuńTo prawda. Jak jest się młodym to się nie ma czasu, a za starego nie ma się siły. Życie -.-... ;p
UsuńOj, ten brak czasu znam aż za dobrze :P
UsuńDobrze, że brat ma kilka pomysłów na siebie, ma marzenia, ambicję, o które chce walczyć, chce realizować :) niech próbuje, a może akurat się uda?
OdpowiedzUsuńI Ty też możesz spróbować, bo niby czemu nie? szansę mamy zawsze, trzeba tylko czasem odwagi, chęci podjęcia pewnego ryzyka i motywacji chyba też :)
Chyba mogę być dumna, zamiast wyzywać go od czubków :D
UsuńNom, do ryzyka trzeba motywacji. Mam kilka pomysłów na siebie, trzeba chyba się wziąć za planowanie. Moja praca nie wymaga myślenia, więc mam czas myśleć o sobie ;)
Nie chyba, a na pewno! :P
UsuńWłaśnie, skoro masz czas by skupic się na sobie, to już jest jakiś początek, bo czasem ludzie przez brak tego czasu zapominają o tym, co lubią i o czym marzą :) a te kilka pomysłów... to jakie? :)
To jest to, są możliwości, a większość z nas przechodzi obok nich nawet o tym nie myśląc. Ja nigdy nie pomyślałabym, że pójdę na dziennikarstwo, ale uznałam, że to może być dla mnie coś interesującego. A Ty - skoro masz szansę, nie czekaj! Bo potem będziesz żałować, że nic nie zrobiłaś ;)
OdpowiedzUsuńNadajesz się na dziennikarstwo, to na pewno ;) Ja muszę znaleźć czas na pisanie, nie wyżyłabym na tym rzecz jasna (na opowiadaniach), ale przynajmniej miałabym satysfakcję, gdyby udało mi się coś wydać.
UsuńNie każdy ma taką odwagę i aspiracje jak Twój brat.
OdpowiedzUsuńPewnie wiele osób pomyślałoby o Twoim bracie, że jest szalony, może ma coś z psychą. W końcu ciemnogród ma się dobrze. Jednak tak naprawdę jest on bardzo odważny, pewnie mało kto zdobyłby się na coś takiego.
OdpowiedzUsuńJa też marzyłam o zostaniu dziennikarką, ale nie robię nadal nic szczególnego w tym kierunku. Chyba obie musimy wziąć wiatr w żagle i jeszcze nam się uda!
OdpowiedzUsuńRacja w Anglii łatwiej wystartować z biznesem bo sprawy urzędowe to pikuś w porównaniu do Polski. A rząd nie będzie Cię ograbiał na każdym kroku. Problemem jest jak zauważyłaś próba ogarnięcia się i wykonanie tego pierwszego kroku. Kto tego nie przechodził? Widzisz, jak już się prackę na tzw. fullu złapie to łatwo się rozleniwić trochę i przyzwyczaić to takiego stylu życia. Praca, dom, praca, dom i byle do weekendu. najpierw zauważasz jak uciekają dni, potem tygodnie i nim się spostrzeżesz 10 lat pyka, a ty myślisz "Kurwa, jak? kiedy?" Tworzy się strefa komfortu z której tak trudno się wygrzebać, że raczej znajdziesz tysiąc wymówek żeby czegoś nie robić niż choćby jednego argumentu na tyle silnego aby jednak ruszyć dupsko i spełnić marzenia. Ja ze swojej strony życzę powodzenia i wiary we własne siły, w to że jak się czegoś mocno chce to można to mieć. cytując OSTR'ego "Marzyć to znaczy wierzyć w co się wydarzy" I tak właśnie jest, wystarczy odrobinę wiary we własne możliwości (od brata pożycz trochę, na pewno nie odmówi:) )
OdpowiedzUsuńSama siebie zmotywowałaś tak, że mogę tylko zacisnąć kciuki :)
OdpowiedzUsuńHalo halo! Łer da fak ar ju :)
OdpowiedzUsuńCoś długo nic i nic.
Wiosna idzie, może posta z tej okazji? ;p