Już miałam dosyć codzienności, więc wzięłam wolne w okres moich urodzin i... uciekliśmy z K. do Hiszpanii. We had something to look forward to. I spełniliśmy nasze marzenie, bo kiedy nie było perspektyw do wyjazdu, kiedy papieros był rarytasem, tylko tą myślą o wspólnej ucieczce trzymaliśmy się codzienności.
Nie ma to jak w urodziny zgubić się w Barcelonie z beznadziejną mapką z tourist gide'a, małe palce u stóp spuchły mi od łażenia cały dzień w japonkach. Kręciliśmy się między kamienicami, z których balkonów wisiały flagi i ręczniki. Mijaliśmy zacienione drzewami maleńkie kawiarenki, przy których ludzie siedzieli czytając gazety i książki, pijąc kawę i paląc papierosy. Na Rambli zamarzyłam o powrocie do rysunku, pomyślałam jakby to było siedzieć tam i zarabiać na wystawianiu swoich rysunków, albo łazić z menu i zapraszać ludzi do knajpy. W Salou, czyli tam gdzie się zatrzymaliśmy, były angielskie puby (podali mi ciepłe martini...) i jakiś rockowy klub, na którym wywieszono kartkę, że poszukują pracowników. Powiem Wam, że w ostatni dzień ległam z twarzą w poduszce i powiedziałam K., żeby mnie pilnował, bo mogę niespodziewanie zniknąć.
No, ale nie o tym. Codziennie rano, zaraz po śniadaniu wybieraliśmy się do miasta. Chodziliśmy na deptak, gdzie mało które pamiątki nie były kiczowate, piłam przepyszne cappuccino w jednej z kawiarni, siedzieliśmy w barkach na plaży sącząc piwko i mohito (MMM), którego wypiłam trochę za dużo i dopadł mnie niezmiernie dobry humor:D
I tu dochodzę do myśli, która przybiła mnie po powrocie. Tam każdy dzień był inny, pełny życia. A tutaj każdy wygląda tak samo. Chyba dlatego, że nie mam siły tego zmienić. Przerażona rutyną zaczęłam zmiany; siedzę dłużej po pracy i staram się nie myśleć o spaniu, przestałam w robocie wgapiać się w zegarek, bo wiadomo, że to tylko wydłuża czas. Zamiast tego myślałam o książkach, pisaniu, wyprowadzce. Przeszliśmy się nawet z K. po centrum szukając kawiarni, w których nigdy nie byliśmy, i zerkając nad sklepy ale nie było tam żadnych mieszkań do wynajęcia, jedynie okna zabite dechami i biura. A właśnie w centrum chciałabym mieszkać, patrzeć jak budzi się życie. Moim celem na teraz jest lista Realnych Marzeń do Spełnienia - na pewno wybranie się na Targi Książki w przyszłym roku, wypadałoby w końcu wybrać się na Hip Hop Kemp, no i ogólna lista miejsc do zwiedzenia razem z atrakcjami. Oszczędzanie kasy na kolejne wakacje i mieszkanie. A może urwę się gdzieś na weekend, bo dlaczego nie? Jeżeli będzie mnie stać, a na razie nie opłacam przecież w pełni rachunków, to przecież mogę zobaczyć coś więcej poza cegłami tego cholernego miasta.
Przy okazji zamierzam powiesić nad biurkiem półkę na książki i pierdoły, i powiesić ramki z obrazami Barcelony i Londynu. Dopóki tu mieszkam, a mam nadzieję że już nie na długo, muszę sama sobie stworzyć klimat. Right?
Przywitanie w parku Gaudiego :D
Już za tym tęsknię
Energetyki w zajebistych puszkach, które wylądują na półce. Szkatułka <3 od K. pełna biletów z Barcelony, po prawej pocztówki, a przy ścianie obrazek z którym łaziłam cały dzień po Barcelonie, ale musiałam go mieć. Sagrada Familia w nocy. Podoba mi się, że w sklepikach pamiątki pakowali w gazety. Tylko przez to miałam fejl, bo grinder dla brata miał przyklejoną na spodzie cenę, chyba zdążyłam mu wyrwać zanim zobaczył.;)
Znam to uczucie, które pojawia się, gdy uciekasz od szarej codzienności. Wy uciekliście do Hispzanii, my jak już wiesz, do Włoch, a od jakiegoś czasu zastanawiamy się nad emigracją tam. Mamy duże szanse na dobry start, kogoś kto nas wprowadzi w tamto życie. Dzisiejsza rutyna mnie niszczy, a jakiś niewidoczny ciężar ogromnie przytłacza. Potrzebuję nowości, nowego rozdziały w życiu. Widzę, że Ty również :)
OdpowiedzUsuńTeż myślę nad pamiętnikiem, może to pomogło by trochę zapanować nad czasem! :)
Pozdrawiam Cię mocno :)
Dokładnie! Mnie i Pawła rutyna zabija. Już mieliśmy miesięczny kryzys, rozstaliśmy i nie bylo przyjemnie. Każdy dzień identyczny, zalany nudą i bezczynnością. A tu jak nie masz kasy to nie masz nic. Bo ileż można spacerować po parku za blokiem? No właśnie.
UsuńHiszpania... podobno u nich ciężko z pracą i życiem, bo kryzys bla bla bla. Wiele się słucha, ale trzeba by to sprawdzić na własnej skórze. Jesteśmy młodzi, całe życie przed nami, kiedy mamy to sprawdzać jak nie teraz? Dlatego ja chcę jak najszybciej porzucić obecne życie i zacząć coś na własną rękę, nawet jeśli nie byłoby to proste. Bo kto powiedział, że będzie łatwo? :D
Z pracą nie wiem, ale jakbyś załapała się powiedzmy w okresie wakacyjnym, to masz robotę murowaną. Potem istnieje duże prawdopodobieństwo, że mogłabyś zostać, więc warto próbować. Na truskawki czy inne badziewie w polu nie pójdę, to nie jest dla mnie. I nie chodzi, że jestem leniwa tylko nie jestem w stanie znieść takiej pracy, bo jakby nie było, to ciężkie zadanie.
OdpowiedzUsuńNo proszę! Mnie w marcu wybiło 21 lat, więć jesteśmy na tym samym etapie. Oie mamy swoje cele i plany, a wydaje mi się, że skoro obie chcemy i mamy motywację to dużo możemy osiągnąć :) Tylko nie wariata, trzeba wszystko ogarnąć i jak będzie wszystko dopięte na ostatni guzik to zacznie się dla nas nowy rozdział :)
Mój Paweł jest z zawodu mechatronikiem, a we Włoszech mają spore zapotrzebowanie na ten zawód, a nasi znajomi mogą zapewnić mu pracę od ręki. Ja nie wiem jeszcze, mam technika ekonomistę, pracuję w biurze rachunkowym, więc jak podszkolę język to spórbuję w tym kierunku, a studiuję logistykę, więc też mam jakiś wybór. A jak się nie uda, to złapię co będzie. Nawet roznoszenie pizzy w słonecznym Mediolanie jest lepsze od szarego Śląska :)
OdpowiedzUsuńMonotonia zabija powoli... nic, tylko zostać wiecznym podróżnikiem :) Zazdroszczę takich urodzin! :)
OdpowiedzUsuńDokładnie, a wtedy z kolei człowiek czułby się niekompletny bez swojego miejsca, tak mi się zdaje ;>
Usuńja tam byłam wściekła, jak plątaliśmy się między ulicami, ale odwiedziliśmy Barcę jeszcze raz i wszystko poszło dobrze :D
Człowiekowi nigdy się nie dogodzi ;D
UsuńHaha prawda niestety:D
UsuńTeż chciałabym się nauczyć hiszpańskiego. :) Ojaa, zazdroszczę wypadu do Barcelony :)
OdpowiedzUsuńTobie pewnie szybko by poszło, ze mną to kilkuletnie katusze:D
UsuńWielu znajomych chwali Barcelonę, jednak nigdy nie miałam okazji się wybrać.. może kiedyś się uda. Póki co są inne priorytety i wakacje muszą pójść w odstawkę. Mam nadzieję, że nie na długo :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie spędzone urodziny! Pozazdrościć wypadu ;)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o pisanie listów to jestem prawie pewna, że masz takich internetowych znajomych, którzy byliby chętni na pisanie listów ;)
Jeśli jeszcze nie teraz to może za jakiś czas znajdą się tacy znajomi internetowi z którymi będziesz mogła sobie listy popisać ;) Mnie nie rajcuje wysyłanie pocztówek z obcymi ludźmi z różnych stron świata :( Ale jeżeli ktoś ze znajomych wyśle mi pocztówkę to bardzo szczerzę ryjca na ten widok ;)
OdpowiedzUsuńO rany, sama z chęcią wybrałabym się do Hiszpanii. To jest moje marzenie <3
OdpowiedzUsuńA ta faza na zmiany to coś cudownego. Człowiek zaczyna inaczej myśleć.
Powodzenia w spełnianiu marzeń, oby się udało.
Pozdrawiam,
Lina
Dokładnie tak, jestem wieczną krytyczną pesymistką i staram się to zmienić bo nic dobrego z tego nie wychodzi.
UsuńDziękuję bardzo i życzę tego samego, z Hiszpanią :)
coooo, omujborze, jak to tak, postanowiłaś sobie wyjechać do Barcelony i pstryk, pojechałaś?! :O no proszę Cię, jak to się robi, ja tez tak chcę, no. ohhh, zazdrość vol. 23942937492732.
OdpowiedzUsuńnoooooo za darmo w dodatku. lajkabos.
OdpowiedzUsuń