sobota, 26 lipca 2014

Stare, mądre przysłowie mówi: co za dużo, to niezdrowo

Wyobraźcie sobie, że w Polsce co druga spotkana osoba to imigrant (co oczywiście w najbliższym czasie z pewnością nie będzie miało miejsca, ale po prostu wyobraźcie sobie. Ja widzę fruwające w powietrzu bejsbole i parady pod hasłem "Polska dla polaków").
Może ktoś pamięta z poprzedniego posta - wspominałam, jak to K. w angielskim sklepie usłyszał babkę proszącą o papierosy po polsku. Papierosy mentol plis. Dobrze przynajmniej, że nie powiedziała "mentolowe". Innym razem znajomy K. wystawił lodówkę przed dom dla złomiarzy. Zgadnijcie kto przyszedł. Polacy. Nie wiedzieli, że znajomy K. to polak. Yyy... Lodówka - wskazała palcem jakaś baba - okej?
Mamy tu - uwaga - cztery (!) polskie sklepy, dodatkowo jakąś kawiarnię prowadzoną przez polaków i "restaurację" ze schabami. Jasne, nie wszyscy za polakami przepadają, mimo to dziwię się tak szerokiej akceptacji. Populacja miasta, w którym mieszkam, to poniżej 45, 000. Pewnie przynajmniej ćwierć z tego to Polacy. 
Jeden z polskich sklepów prowadzony jest przez Kurdów. Jeden z nich mówi całkiem nieźle po polsku, w końcu główni klienci to właśnie pełni pasji nauczania i braku chęci do nauki Polacy. Przy kasie akurat był ten, który mało co po naszemu rozumie:

On - 50p change.
Ona - Co?
On - Your change. 
Ona - Hehe... mów po polsku, bo nie rozumiem.

Podobna była też sytuacja z fajkami "Jabłkowe, daj jabłkowe, no!" (a może to wiśniowe były, ale co tam smak! Chodzi o sam fakt!). Ale ze wszystkiego najgorsze jest chyba, jak wydzierają się do telefonów w autobusach. Nie chcę wiedzieć, że twój chłopak Krzysiek jest łysy. Nie interesuje mnie o której wstajesz do pracy, ani  że składałaś CV do sklepu a twoimi dziećmi nie ma się kto zająć. Jak na ironię, kiedy ta typiara na przystanku podniesionym głosem opowiadała komuś historię swojego życia, po drugiej stronie ulicy szła para polaków z wózkiem. A co ty tu masz widzieć?! - wydarł się typ - Ty jakaś chora jesteś, to jest przezroczyste! OMG.
Ja czułam się dziwnie, a co dopiero osoby, które z tej całej gadki nie rozumieją ani słowa. Kierowca autobusu akurat patrzył na to z dystansem, jeden kącik jego ust unosił się w ironicznym uśmieszku i miałam wrażenie, że zaraz pacnie sobie fejs palma.


Kiedy miałam dwanaście lat i dopiero poznawałam uliczki Anglii, rzadkością i wielkim wydarzeniem było spotkanie polaka. To było dziewięć lat temu, a z roku na rok zaczęło rodaków przybywać coraz więcej.
Angielskiego nauczyłam się szybko, ale nie potraficie sobie wyobrazić, jak się czułam pierwszego dnia w szkole, kiedy nie rozumiałam ani słowa. No, może rozumiałam, ale z gadaniem było dużo gorzej.
Im bardziej fala polaków przybierała na sile, tym Anglicy stawali się bardziej opryskliwi. W ostatnim czasie czytałam gdzieś i słyszałam w radiu o ucięciu fali imigracji (co myśleli otaczający mnie w pracy Anglicy? Miałam wrażenie, że gdyby maszyny milczały, w fabryce nastałaby grobowa cisza. Mam tyle szczęścia, że dostałam się do miejsca, w którym prócz mnie pracuje tylko jedna polka, fabryka jest dość mała a ludzie sympatyczni). Może nie byłoby tak, gdyby nie to że przyjeżdżający najczęściej nie potrafią powiedzieć ani słowa po angielsku. I wcale nie chcą się angielskiego uczyć. I ja - jako osoba, która do przyjazdu została zmuszona i również nie potrafiła powiedzieć słowa po angielsku (największa ironia mojego życia "mamo, po co chodzę na angielski, i tak nigdy nie pojadę do Anglii!") - zastanawiam się, jak ci ludzie mogą nie czuć się zażenowani? Ci którzy manifestują swoją narodowość, często robią to z brakiem szacunku dla kraju do którego wyemigrowali. Gdzie tu sens? Rodacy, ogar, bo nieraz wstyd mi za nas.

Owszem, uogólniam. Temat rzeka, więc spróbowałam zmieścić się w tym poście i mam nadzieję, że nikt nie wyskoczy mi tu z komentarzem że najeżdżam na swoich, bo nie o to tu chodzi.

13 komentarzy:

  1. krips en łirdołs, przejechałabym się!
    jezu, ja też się spotykam ciągle z takimi mistrzami :D jak w ogóle można mieszkać #zagranico i nie mówić słowa w języku urzędowym kraju, w którym się mieszka?! jak wprowadziłam się do Francji to móiwłam po angielsku i było mi z tym mega dziwne, więc jak najszybciej nauczyłam się francuskiego, żeby móc ogarniać :D
    ludzie jednak wolą zostać zamknięci w swoim małym cebulowym świecie.
    to jest bez kitu żenada.
    baj de łej: https://www.youtube.com/watch?v=Y2ZlMbJ0-sc

    OdpowiedzUsuń
  2. Wydaje mi się, że dorosłym ludziom nie zależy na nauce obcego języka, bo po co, a jak już pojadą za granicę, to myślą, że sobie jakoś poradzą bez jego znajomości. A najgorsze jest to, że sobie radzą. W jakiś swój pokrętny sposób... Ale może to są tacy ludzie bez skrupułów, którzy się nie przejmują takimi drobiazgami? Ja się akurat przejmuję, więc jak byłam tydzień w Anglii u kuzynki, to szłam do sklepu z naszykowaną przemową, żeby nagle nie zapomnieć języka w gębie. Bo pisać, czytać i słuchać po angielsku mogę bez problemu, ale nie lubię mówić :| Choć niewykluczone, że to mi się kiedyś zmieni ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. lepiej bym tego nie ujęła - "najgorsze jest to, że sobie radzą" !
      ci bez skrupułów to większa część, jak mi się zdaje, zarabiają na używki i znają tylko podstawowe - dla nich - słowa ;p

      Usuń
    2. A może akurat zarabiają i część kasy przesyłają wnukom, a nie tylko wydają na używki ?:D Nigdy nie wiadomo :D :D Może być też taka opcja, że uważają ten kraj tylko za chwilowy przystanek na trasie i nie chcą się z nim bardziej związywać niż to jest konieczne, czyli nie chcą się uczyć języka? Dużo może być takich opcji ;P

      Usuń
  3. Moja siostra właśnie wróciła z Londynu. Poszła do McDonalda obsługiwał ją Polak. Poszła do kawiarni, Polka. W autobusie? 5 polaków toczyło dysputy o meczu ostatnim. Z jednej strony można poczuć się jak w domu. Z drugiej strony sama się złoszczę jak mój przyszły "kuzyn" od roku siedzi w Polsce i ani słowa nie powie w naszym języku. Chociażby by parę słów przyswoił, nic, zupełnie nic.

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdyby to jeszcze był trudny język... Ech, to chyba już taki typ człowieka. Najlepiej robić wszystko po najmniejszej linii oporu i bez większego wysiłku, jeszcze się człowiek przez przypadek czegoś nauczy i co? Koniec świata. Przykre, że robią Polsce taką reklamę. Ja rozumiem, że potrzebują trochę swojego kraju na obczyźnie, ale jednak jestem za dopasowywaniem się.

    OdpowiedzUsuń
  5. Znajoma mi ostatnio powiedziała, że będąc za granicą wstydziła się nieraz za polaków i za ich zachowanie. Ale może nie na darmo się mówi, że Polska to kraj cebulandii...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. są po prostu - jak wszędzie - cebulaste wyjątki :D

      Usuń
    2. Ale jak człowiek podejdzie do tego z dystansem, to i pośmiać się może ;D

      Usuń
    3. no tak, do dziś nie mogę uwierzyć w te papierosy mentol :D

      Usuń
    4. no to był rekord świata xD

      Usuń

  6. Hah, Polaczki za granicą, głowa boli. Tyle w temacie. :D

    OdpowiedzUsuń
  7. A jakie to miasto jeśli mogę spytać? Lub county chociaż. Te 4 polskie szopy w tym jeden należący do kurdów przypomina mi misto w którym sam mieszkam i tak jakoś ciekawość spokoju mi nie daje:)

    OdpowiedzUsuń

Lubię wywody, dywagacje i anegdoty. Nie mam też nic przeciwko krótkim, sensownym komentarzom. Pisz śmiało, ale nie zapomnij przeczytać co komentujesz.

Kamińska pozdrawia!