czwartek, 17 grudnia 2015

Wkurzają mnie ludzie

Oto, co zirytowało spotkało mnie w ciągu jednego miesiąca.


Z ludźmi z pracy staram się żyć w zgodzie. Wchodzę do tego budynku, żeby pakować pierdoły i zmyć się na chatę, którą opłacam dzięki dwóm staruszkom którzy zapomnieli o emeryturze i dalej rządzą tą budą.
Ale niektórych ludzi walnęłabym w łeb pudłem, rzuciła na paletę, owinęła folią i wysłała do Tajwanu. 
Zaczęłabym od tej wrednej baby, która przechodząc obok się uśmiecha, a jak już człowieka minie, kąciki jej ust automatycznie opadają w dół. Stara się rozmawiać ze wszystkimi, każdemu przyznaje rację, a potem za plecami obrabia dupę z kolejnymi potencjalnymi ofiarami. 
Kiedy Sylwia przeniosła się na drugą zmianę, baba zaproponowała mi podwożenie rano. Propozycja nie do odrzucenia. Chciała wejść w świat polaków, zadawała mi pytania, na które odpowiadałam niejednoznacznie, pokrętnie, mówiłam że NIE WIEM. Może dlatego pewnego wtorku wzięła dodatkowy dzień wolnego - ze świadomością, że na nią czekałam jak kretynka. Na ostatnią chwilę pobiegłam na autobus. Następnego dnia baba stała na fajce jakby nigdy nic, a nawet się przywitała! Szkoda, że nie przeprosiła. Więcej na ten temat nie było słowa. Wiecie, ulżyło mi, że z nią już nie jeżdżę, ale to było zwykłe - ładnie mówiąc - chamstwo, które prawdopodobnie przekręciła tak, żeby ludzie myśleli że to ja poleciałam w ch... kulki. Jak mogę, to suczy unikam.

Cholerni lekarze. Panowie z rozdętym ego, którzy na każdą dolegliwość wcisną człowiekowi paracetamol (wiecie, że dzięki słynnej angielskiej metodzie olewania niedawno umarła dziewczynka?). Nie możesz wyprostować nogi? Powiedzą ci, że masz przeczekać. Przychodzisz z zakrwawioną głową do szpitala? Zapytają, co ci dolega. Masz na nadgarstku torbiel? Nie, to nie od kręcenia ręką pięć dni w tygodniu, po osiem godzin dziennie, no co pani. To się wzięło z niczego. Łaskawie możemy zoperować, jeżeli posiedzi sobie pani w szpitalu... a nie, stop, o tym nie wspominali. Że będę zmuszona siedzieć na krzesełku sześć godzin (zabieg trwał 10 minut, a ja miałam umówioną wizytę), z czego trzy w szpitalnym szlafroku i majtasach oglądając na za wysoko powieszonym telewizorze dokument o dziewczynie bez nogi (poważnie? To na pocieszenie pacjenta?!). Już nie wspominajmy o moim wybuchu śmiechu, kiedy przewozili me niemal nagie ciało na szpitalnym wózku. Czułam się jak po wypadku. Ale ponoć to procedura związana z higieną - która musiała wejść stosunkowo niedawno, bo kilka lat temu miałam poważniejszy zabieg i wtedy po prostu weszłam do sali. Na nogach. Ubrana. 
Ale nic z tego nie wkurzyło mnie tak, jak ten tyczkowaty ciapak, który stwierdził że w życiu się jeszcze nie napracowałam (na co pielęgniarka wybuchła figlarnym śmiechem) i chciał posłać mnie do pracy na dzień po zabiegu. A niech się łapka ładnie infekuje w kurzu. 
Jak już się uwolniłam z łap lekarzy, lekko naćpana stanęłam przed szklanymi drzwiami wyjściowymi, które zamiast się otwierać, wzięły i się zamknęły. Co jest, jebany szpital nie chce mnie wypuścić  - pomyślała Kamińska. Patrzyłam i patrzyłam na drzwi, które się nie otwierały i nagle Aha! Wielka strzałka w bok. Powoli obróciłam głowę, zmrużyłam oczy... a tam guzik do otwierania. Witajcie w świecie krótkowidzów. Ktokolwiek się śmieje, fuck offffff! Freedom! Nie pamiętam, czy się potknęłam po wyjściu, ale mogę się założyć, że tak. Oczami wyobraźni widzę pieprzonego chochlika, który siedzi w fotelu w poczekali i ciśnie ze mnie bekę, jakby mi jeszcze było mało.

Na deser dorzucam kierowców autobusów, którzy przyjeżdżają kiedy chcą, albo nie przyjeżdżają w ogóle, przez co człowiek spóźnia się do pracy. Dwa razy w ciągu tygodnia. Nie wspomnę, że znajoma jeździła busem o tej godzinie (ja przed przeprowadzką jeździłam wcześniejszym, więc nie było opcji spóźnienia) przez prawie rok i nie spóźniła się ani razu... taki pech tylko u Kamińskiej. 

9 komentarzy:

  1. No cóż, Ludzie to dziwni są :)
    Wredny babol z pracy. Wszędzie są takie jednostki. Starsza angielka może, co? Kiedyś na łarhałsie mieliśmy takiego typa, stary angol, strasznie nienawidził Polaków. Po pewnym czasie się przekonał, polubił i nawet pokochał. Ale nie każdy jest taki. Twoja "baba" zdaje się być beznadziejnym przypadkiem, niereformowalnym.
    Lekarze, taaaa ,jak ja ich kocham. nie dość że czekasz w poczekalni jak debil, mimo że apojtment był ustawiony na godzinę temu, a gdy się już doczekasz to dostaniesz paracetamol albo dobre słowo, gorzej niż u szamana z murzyńskiej wioski bo choć jakie ziółka da na poprawę humoru, a tu samemu trzeba motać;) Pamiętam jak kiedyś taki DżiPi bezczelnie przy mnie pytał się wujka google o jakąś pomoc w zdiagnozowaniu mojego przypadku. Potem wydrukował mi coś z jakiejś strony (za radą dobrego wujka) żebym sobie poczytał. Masakra. Lepiej już samemu się leczyć albo zdychać. Podobnie jest na A&E, niby pogotowie, a ostatnio czekałem 4 godziny z półtorarocznym synem żeby doktora zobaczyć. Jedyne co tak naprawdę poważnie traktują to stres i depresja. Jak się wspomni jedno albo drugie to pan doktor zdaję się budzić z letargu i zaczyna się nagle nami interesować.
    Z racji tego, że jeżdżę autem to z autobusami do czynienia nie mam ale wierzę na słowo.
    Ciężki miesiąc normalnie. Następny będzie lepszy, może :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak się tak ostatnio nad tym zastanawiałam, to wydaje mi się że młodzi ludzie są często bardziej przekonani do polaków. Kiedyś myślałam, że odwrotnie.
      gorzej niż u szamana z murzyńskiej wioski, haha:D K. mówi, że oni mają w googlach jakiś swój system, ale nie chce mi się robić researchu na ten temat. Jak sobie pomyślę, ile oni zarabiają za tą fuszerkę... z tą depresją, to racja. Nietrudno wkręcić coś takiego, a człowiek jest potem nietykalny. Już dawno bym sobie wzięła wolne, ale pracuję w malutkiej fabryce, gdzie wszyscy wszystko zaraz wiedzą i jeszcze by pytania na temat mojego stanu zadawali.

      Usuń
  2. Współczuję zwłaszcza szpitalnych przejść, bo mnie czekają podobne okropieństwa...

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzień po zabiegu do pracy? Super, nie ma to jak "żarciki" służby zdrowia...
    Sama w sumie jestem w temacie, ale wiem, jak nieraz się przegina.
    I może pecha można sobie jednak życzeniowo jakoś przywołać?:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, no pecha to ja sobie nie życzyłam haha :D

      Usuń
  4. Podobno w Holandii też na wszystko przypisują paracetamol. Nie wiem, nie próbowałam sprawdzać i mam nadzieję, że w najbliższym czasie nie będę musiała (odpukać w niemalowane) :D
    Babsztyl okropny... Jak nie chciała jednak cię podwozić, to mogła załatwić to jakoś bardziej po ludzku, no ale. Są ludzie i parapety :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewentualnie ziółkiem się podleczysz!:D
      No, ale żeby klamką się urodzić?! (ah, te stare powiedzonka)

      Usuń
  5. Mam taką znajomą, która często ma różne uczulenia i biega po lekarzach, a zawsze słyszy... że te plamy czy wysypkę ma pani od stresu ;)

    Mnie chyba najbardziej denerwują ludzie w komunikacji miejskiej. To, że się pchają żeby dorwać wolne miejsce, to wiadomo. Bardziej wkurza mnie ich brak myślenia... np. stanie z plecakiem na plecach i uderzanie nim w drugą osobę. Wyciąganie łokci tak, że nie raz i nie dwa ja lub ktoś inny nie oberwaliśmy takim łokciem w twarz. A deszczowy dzień to w komunikacji armagedon, ludzie nie potrafią tak trzymać mokrej parasolki żeby nie kapało komuś na nogę :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Boże, jak ja nie znoszę wizyt u lekarza. Może dlatego czasem dość nierozsądnie omijam ich szerokim łukiem, nawet, gdy jest źle. Ale mam dosyć słuchania, że jestem symulantką, albo, że histeryzuję, bo to tylko zapalenie oskrzeli -.-

    OdpowiedzUsuń

Lubię wywody, dywagacje i anegdoty. Nie mam też nic przeciwko krótkim, sensownym komentarzom. Pisz śmiało, ale nie zapomnij przeczytać co komentujesz.

Kamińska pozdrawia!