sobota, 13 września 2014

Miesiąc 4

To już definitywnie koniec ciepłych dni. Ostatni miesiąc wypełniły mi nadgodziny i weekendowe melanże, tak jakbyśmy próbowali dogonić uciekające lato. 
A to, że siedzę przy stole w kuchni z laptopem i z kubkiem kawy pod ręką to już chyba co kilkutygodniowy blogowy rytuał.

W zeszłym miesiącu przeżyłam kilka Spotkań (tutaj o czym mowa) - z panem Stachem, czterdziestolatkiem, który dla kilku browarków wziął wolne w pracy (ale nie myślcie sobie, że to żul! Stachu pochodzi ze sportowej rodzinki i po pijaku zaczął robić pompki na jednej ręce, bo, jak powiedział, w życiu najważniejszy jest sport. Gość ma mięśnie na nogach i rękach i zastanawiam się, czy przypadkiem nie chodzi na solarium) i powiedział mi, że jak zmienię kolor włosów z blondu na ciemny, to przyjdzie do mnie z pistoletem który trzyma w garażu (no poważnie, mam taki mały pistolecik, nie mój, ale mam!). Zapytał też, jak mógłby przefarbować swojej kobiecie włosy na blond. A potem przyszedł D. Ty, Stachu, ty na rowerze?! Znowu będę cię widział, jak slalomem wracasz do domu. Stachu na to: Jak ja nie dam rady... to rower zna drogę.
Potem wypadł spontaniczny melanż nad jeziorem, już bez Stacha który stwierdził, że na takie zabawy jest za stary.
Następne było Spotkanie z Andrzejem i choć jego imię mniej kojarzy się z popijawą niż Stacha, to własnie on był żulem. Mówił, że mieszka w UK 17 lat, że kiedyś miał skuter ale sprzedał go za 500 zł, żeby mieć za co pić. A w ustach miał ogromnego kła i wystawiając go w uśmiechu mówił, że jesteśmy ziomkami. Potem wyprosił od K. funta na piwo, bo: wczoraj dali mi zajarać zioło, do dziś mnie trzyma (nadal nie jestem pewna, co ma jedno do drugiego)! Ja mu na to: Andrzej, to chyba te wszystkie Okocimy, a nie jaranie z wczoraj, co?

Przeżyłam też swoją największą żenadę pracowniczą w dziejach. Otóż czy pracujemy przy maszynach, czy pakujemy przy stołach ręcznie, musimy z palet podnosić pudła. Te ze śrubkami na ogół ważą 25kg i mamy do ich podnoszenia specjalne maszyny. Ale żeby podnieść 25kg w górę i odłożyć to dla mnie nie problem. Tego dnia byłam na maszynie, gdzie i tak nie można używać podnośników. Pakowałam nakrętki. Spojrzałam  sceptycznie na jedno z pudeł, było miękkie i się rozłaziło: nie no, rozwali się jak je ruszę... pewnie mnie coś takiego jeszcze spotka, ale na pewno nie zrobię sobie takiej siary świadomie. Okrążyłam paletę, wzięłam inne pudło, zadowolona doszłam do maszyny... i nagle nakrętki zaczęły się wysypywać bokiem. Jęknęłam i uniosłam pudło żeby wrzucić na blat maszyny i wtedy pierdolnęło rozsypując te cholerne 25 kilo w przeciągu metra. Stałam tam bezradnie z pustym pudłem w ręku, Robert aż skulił się ze śmiechu co się śmiejesz, pomóż mi! - ryknęłam wtedy rzucając pudłem i zabierając się za zbieranie nakrętek garściami. Robert poszedł do managerki która przyszła z wielkimi magnesami z rączkami i śmiała się mówiąc, żebym się nie martwiła tylko dopisała sobie czas na wykonanie tego zamówienia. Kto by nie chciał takiej szefowej?! Ogólnie pomagały mi cztery osoby, a teamleaderka powiedziała it happens to the best. Jest zarozumiała, więc nie zdziwiło mnie kiedy się przyznała, że kiedyś miała podobną przygodę. Druga powiedziała, że wszystkim się to zdarza, czym ku mojej ogromnej uldze obie zadały kłam słowom Roberta: Nigdy w historii naszej fabryki się to nie zdarzyło, więc możesz być z siebie dumna, L. Jesteś legendą! Dupekdupekdupek.


W sierpniu, jako że jak już wspomniałam mało miałam czasu - poza tym męczyłam Slumdoga, - przeczytałam jedną książkę. Ciepłe Ciała opowiada o postapokaliptycznym świecie, w którym na lotnisku żyje kolonia zombie i kościotrupów. 

Myślę, że przez stulecia sami się zniszczyliśmy. Pogrzebaliśmy się pod chciwością, nienawiścią i każdym innym grzechem, który można sobie wyobrazić, aż nasze dusze wreszcie spadły na najniższy możliwy stopień we wszechświecie. A potem wydrapały sobie w nim dziurę prowadzącą do jakiegoś... ciemnego miejsca.

Jak się można domyślić, zombie podczas głodu wyruszają na poszukiwania ludzi. R. podczas jednej z wypraw pożera mózg chłopaka Julie i... pod wpływem jego wspomnień, zakochuje się w niej. 

Podobała mi się postać R., jego kolekcja winyli i chaotyczne myśli. Zaś Julie - jako jedyna z całej książki - wkurzała mnie. Postać niegrzeczna na wyrost - stukałam się za pieniądze w wieku dwunastu lat, poza tym dużo ćpałam, więc kryształowa nie jestem! OMG, Kamińska nie lubi takiej gadki. Poza tym są jakieś granice wiarygodności, panie Marion.  
Książka niebanalna, pełna refleksji, obrazowa. Po przeczytaniu pozostawia jednak niedosyt. Tak jakby autor sam nie wiedział, dlaczego R. zakochuje się akurat w Julie i dlaczego to wszystko toczy się właśnie tak, a nie inaczej. 

W zeszłym miesiącu obejrzeliśmy z K. dwa filmy: Złap mnie, jeśli potrafisz i 21 Jump Street. Ten pierwszy jest oparty na faktach. Od lat zabierałam się, żeby go obejrzeć - DiCaprio jako Frank, małoletni i bardzo sprytny fałszerz czeków i Hanks jako Carl, zdeterminowany policjant, który powoli rozgryza psychikę chłopaka. Zabawny (ten moment, kiedy Frank pierwszy raz umyka Carlowi po spotkaniu twarzą w twarz!), ale i smutny. Drugi film idealny na poprawę humoru, amerykańska komedia, ale nie powiedziałabym że typowa. I <3 Ice Cube

40 komentarzy:

  1. no to fajnie zleciał Ci ten ostatni miesiąc. ;) mała wpadka w pracy każdemu się zdarza. :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Cholera, toż to melanże nad jeziorami są najlepsze. Stachu mógł się skusić jednakowoż! Ale tę jego myśl o rowerze to sobie gdzieś zapiszę aż xD
    A ta wpadka w pracy... będziesz miała co wspominać za parę lat, o! I słuchaj, u Ciebie sypały się nakrętki, a u mnie w robocie cukier z szafy z dokumentami. Nie pytaj, ja też nie wiem, skąd się tam wziął xD
    A na "Złap mnie..." czaję się od jakiegoś czasu, chociaż z bólem zawsze podchodzę do filmu, jak wiem, że gra w nim Di Caprio :P Chociaż w "Django" był zajebisty. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stachu rulez, opowiadał kawały o krowach i heblach, pomylił datę urodzenia syna (a chodzi wam, że ilu mam synów oficjalnie czy normalnie...?) i robił fikołki xD
      Ktoś cukier przemycił, nie ma innego wyjaśnienia ;D
      A Django nie oglądałam za to, ale Incepcję i zamierzam obejrzeć jeszcze raz. Leonarda lubię, coś w jego grze jest takiego :D

      Usuń
    2. Fikołki w jego wykonaniu musiały być mistrzowskie :D
      Mi powiedział, że to wina... kota xD
      Kurcze, no... że zajebistym aktorem jest to fakt, oddać mu to trzeba. Ale czasem wydaje mi się taki słitaśny i cukierkowy no... :P

      Usuń
    3. nie ma to jak zwalić na niewidzialnego kota ;D
      Wydaje mi się, że tak się kojarzy bo grał w Romeo i Julii i Tytaniku i chyba z tych ról m.in zasłynął:p zresztą trudno go po takich filmach nie kojarzyć z lowelasami za którymi uganiają się nastolatki no nie ;D

      Usuń
    4. Ale ten kot jest widzialny :D Nawet teraz pochrapuje cicho obok mnie - wiesz, prywatna firma, przy domu, to i kotek do biura przywędruje nieraz. Kocham moją pracę :D
      Ano właśnie, z takim lowelaskiem mi się kojarzy :P Ale w Django i w Incepcji właśnie był niesamowity - szczególnie w Django zrobili z niego faceta a nie pizdeczkę xD

      Usuń
    5. No to rzeczywiście - najlepsze są małe firmy :3 a co robisz w tej pracy?
      hahaha muszę chyba obejrzeć legendarne Django :D

      Usuń
    6. A dokańczam projekty ogrodów, przerysowuję podkłady geodezyjne w ArchiCadzie, przeliczam ilości materiałów do projektu... a czasami zasuwam w terenie z haczką i sekatorem i mszczę się nad chwastami XD
      Koniecznie! Polecam - jeden z moich ukochanych filmów. No i Quentin w końcu :D

      Usuń
    7. Zapytałam Cię a Ty o tym post pisałaś akurat! ;p

      Usuń
    8. Jakież Ty masz wyczucie! :D

      Usuń
  3. ''Jak ja nie dam rady... to rower zna drogę'' - haha, padłam xD

    OdpowiedzUsuń
  4. boże, co za teksty ma ten Stachu XD

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawie tam masz ^^
    a jesień niestety nadchodzi i się panoszy :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Gdzie Ty w ogóle pracujesz? ;>

    OdpowiedzUsuń
  7. jesień, jesień, jesień... witaj melancholio droga.

    a mężczyźni zawsze są tacy, że pokażą na co ich stać, kiedy tylko nadarzy się okazja. :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak ja nie lubię jesieni...
    Czytałam Złap mnie jeśli potrafisz, filmu nie widziałam. Książka świetna, muszę zobaczyć ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Oglądałam film "Warm Bodies", który po kontakcie z polskimi tłumaczami stal się "Wiecznie żywym"...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bez sensu, skoro książka ma dosłowny tytuł...
      dobry ten film? chyba muszę obejrzeć :)

      Usuń
    2. To był pewnie celowy zabieg, żeby zachęcić nastolatki lubujące się w takich paranormalnych historiach, haha :D Bo mnie to dosłowne tłumaczenie trochę odpycha...
      Mi się film nie podobał, ale mogę to umotywować tym, że R. był taki ledwie żywy, nie odzywał się i nudziło mnie to(ale to wiesz :P), a poza tym to nie przepadam za aktorem, który go grał... Ale na FIlmwebie widzę, że moim znajomym podobał się, a nawet bardzo się podobał, więc wychodzi na to, że musisz obejrzeć i sama ocenić :)
      PS Wysłałam Ci zaproszenie na lubimyczytac. Figuruję tam pod własnym imieniem, czyli jako Magdalena :D

      Usuń
    3. W książce też się nie odzywał, ale to zupełnie co innego bo był narratorem... ale i tak obejrzę, z czystej ciekawości jak bardzo różni się film od mojej wizji ;)
      Dziękuję za zaproszenie, przyjęte!:D

      Usuń
    4. W filmie też był (chyba) narratorem, ale w zasadzie już nie pamiętam... :P Pewnie, że nie warto się uprzedzać do czyjejś opinii, bo są różne gusta i nawet jeślibyśmy miały podobne zdania o dużej ilości filmów/książek, to i tak mogłoby się znaleźć, co by to zaburzyło :P

      Usuń
    5. A tak z ciekawości zerknęłam na obsadę i w sumie mordki nie gryzą się bardzo z moim wyobrażeniem :) zdam relację jak będę miała czas obejrzeć:D

      Usuń
    6. Okej, będę czekała na opinię :D

      Usuń
  10. Wilkinson i gwoździe? A to nie przypadkiem firma maszynek do golenia? ;D

    OdpowiedzUsuń
  11. Co do Twojego komentarza - w Norwegii też jest dużo Polaków :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Od razu mi się skojarzyło, że "Andrzej to nie imię, to styl życia" haha :D Imprezy w terenie są na ogól najlepsze ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Wilkinson Wilkinsonowi nierówny ;D
    Btw, za każdym razem, kiedy widzę powiadomienie o komentarzu od Ciebie z Twoim nickiem w nadawcy, to serce podchodzi mi do gardła - nazwisko takie samo, jak mojej kierowniczki.

    OdpowiedzUsuń
  14. lool ja też bym dla paru browarów wzięła wolne xD
    hahah :D ee tam, ja odstawiam dużo gorsze żenady. uważaj na siebie w tej pracy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no to ja nie chcę wiedzieć co Ci się przytrafia. albo opowiedz :D!
      jeszcze gwóźdź mi nie przebił palca, pudło nie zmiażdżyło mi stopy, paleta nie spadła na głowę więc jest okeej!

      Usuń
    2. spoko, teraz chyba nie mam konkretnych przykładów, albo w sumie.. raz wpuściłam menela na jakieś spore expo przeznaczone dla biznesmenów :p tak trochę dla draki.. był przypał. na szczęście nikt się nie zorientował, że to ja, bo dziewczyn zajmujących się wpuszczaniem ludzi (na podstawie wizytówek, której oczywiście pan menel nie miał, ale co tam) było sporo xD może nie jest to super obciachowa historia, ale za to przypał jak cholera xd

      Usuń
  15. Melanż dobry na wszystko, o! A że powoli nadchodzi jesień i te jesienne nastroje, to trzeba jakoś sobie z nimi radzić :P
    "Slumdoga" oglądałam, nie czytałam, ale film świetny, może widziałaś? ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie widziałam, ale mam w planie :) nawet chyba o filmie słyszałam wcześniej, niż o książce!

      Usuń
    2. To dobrze, bo naprawdę warto! :) film to już ma z ładnych parę latek... ale nie miałam pojęcia, że jest książka w ogóle ;p

      Usuń
  16. Także tego... każdym swoim komentarzem dostarczasz mi mocnych wrażeń ;P

    OdpowiedzUsuń
  17. Kubek kawy obok laptopa sprzyja pisaniu! :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Ależ zbieg okoliczności ;P

    OdpowiedzUsuń
  19. A dla mnie jesień to nowy początek trochę i lubię też te jesienne, długie wieczory.

    OdpowiedzUsuń
  20. Ale... gdzie tu sens trzymać psa w dużym domu na wsi? Nie może być na podwórku, gdzie jest mu lepiej i może spokojnie biegać i szaleć bez ciągłego rygoru, że coś zepsuje?

    OdpowiedzUsuń
  21. I tak od razu zaznaczyłam, że pies w domu nie będzie ;P
    Nooo... nie spodziewałabym się rabatu. Szczególnie, że to weterynarz państwowy....

    OdpowiedzUsuń

Lubię wywody, dywagacje i anegdoty. Nie mam też nic przeciwko krótkim, sensownym komentarzom. Pisz śmiało, ale nie zapomnij przeczytać co komentujesz.

Kamińska pozdrawia!