Widuję go od kilku lat. Zawsze zjawiał się nagle, bez zapowiedzi.
Odbity w kałużach blask latarni zdawał się wciągać na drugą stronę wodnych luster historie, które gromadził jak szklane kulki. Błękitne o ulicy, zielone o kumplach, czerwone o życiu w Polsce; tak dalekim że prawie obcym. Siadywaliśmy w mroku pod metalowym daszkiem na tyłach teatru, a on rozsypywał kulki. Przyglądałam się im bezkrytycznie, te najciekawsze przygarniałam i chowałam do własnej kieszeni.
Daszek przy parkingu pod którym siadywaliśmy był łącznikiem rdzewiejących schodków prowadzących na piętro, gdzie często ćwiczyli chłopcy z gitarami. Jeden jedyny raz zdarzyło mi się usłyszeć dochodzący zza ściany rap...
Było mokro, dym z papierosów unosił się nad nami jak chmura kurzu. Różowa zapalniczka błysnęła, a ja pomyślałam, że czasem wolałabym słońce, ale jak inni wysiadujący z piwem na murkach już dawno oddałam się księżycowi.
Słuchałam historii o psie z bliznami - którego zabrał do siebie choć sam nie ma domu ani nawet dokumentów - który codziennie dostaje kurę od zaprzyjaźnionego sklepikarza. Słuchałam o garażach i kradzionych samochodach i o rowerach, przebijaniu numerów, więzieniu. Słuchałam o tym, jak mieszkał w lesie i w opuszczonych domach. O samotnych rowerowych wycieczkach do innych miast, o przyjaźni i wdzięczności. O tym, jak się gospodaruje czas. I za nic nie potrafiłabym tu oddać klimatu i znaczenia tych rozmów, tego jak na mnie wpłynęły.
Potem dopalał, wsiadał na rower i rozpryskiwał światła kałuż, ruszał dalej, może po amfetaminę która dawała mu siłę na kilkugodzinną nocną jazdę. Zostawiał za sobą rozkojarzenie i niepewność.
I nigdy, ale to nigdy nie opowiadał swoich historii z żalem. Jego oczy błyszczały a ja miałam wrażenie, że przeżył dużo więcej niż menele którym alkohol przesłania świat, że dzięki - ale nie tylko - sativie która oddaje mu dystans znalazł odpowiedź na pytania, których ja nie umiałabym ująć w słowa. I prowadzi ten statek, gdzieś pomiędzy brudnymi ulicami. Ma dopiero trzydzieści lat.
Właśnie dlatego kocham poznawać ludzi: nigdy nie wiadomo, kiedy i gdzie spotkamy kogoś naprawdę niezwykłego.
OdpowiedzUsuńTak, dokładnie. :) Ten przypadek jest wyjątkowy, gość nie ma nic, żyje chwilą i przypadkiem, a gdyby ktoś kogo choćby słabo zna a uważa za godną szacunku osobę nie miał się gdzie podziać, to nie zostawiłby go na lodzie. I jak tak zaczęłam się nad tym zastanawiać, to stwierdziłam że nie ma zbyt wielu osób które prosiłabym o pomoc bez wahania
UsuńMyślisz, że zaliczasz się do tych osób?
UsuńDo osób, którym by pomógł, czy do osób które można prosić o pomoc? ;) jeżeli chodzi o to pierwsze... jakieś 5/6 lat temu, kiedy słabo go znałam, siedziałam z nim i grupką chłopaków. spóźniłam się na ostatni autobus do domu - zgadnij kto pierwszy się zmartwił ;) powiedział, że czuje się za mnie odpowiedzialny, bo z nimi siedziałam, że sama nie będę w nocy szła taki kawał i że trzeba mi znaleźć miejsce do spania (sytuacja rozwiązała się tak, że inny znajomy mieszkał w moich okolicach i miał gdzieś spać, ale zaoferował że mnie odprowadzi, a było to ok dwóch godzin drogi). Także wiem że na pana od ulicznych historii można liczyć :)
UsuńChciałabym go poznać, wiesz? Takie osoby lubię - nietuzinkowe, a przy tym zaskakująco ludzkie :)
UsuńHehe, warto. mój chłopak kiedy go poznał zmienił zdanie na jego temat o 180stopni;)
UsuńNa szczęście niczym ognia unikam oceny po pozorach, więc nie byłoby problemu :)
Usuńpytaniem jest, czy prowadzi taki tryb życia z wyboru - bo są tacy. jeśli tak, to szacunek. historie ludzi są naprawdę fascynujące...
OdpowiedzUsuńmłody człowiek. niesamowita opowieść.
z tego co się orientuję, to z wyboru. z porozrzucanych historii wiem, że spłonął mu dom, nie ma dokumentów i nie stara się o nic, po prostu sobie żyje. ma dostęp do wszystkiego co mu potrzebne - czyt. zioło i futro - bo zna wszystkich i ludzie go, kurcze, lubią, może za tą hipnotyzującą i szczerą gadkę
UsuńKażdy człowiek ma swoją wyjątkową historię, ale niektórzy nie zdają sobie z tego sprawy, uzależniają swoje szczęście od nie wiadomo jakich cudów. A tak niewiele przecież potrzeba do bycia szczęśliwym, co zresztą pokazuje człowiek opisany przez Ciebie.
OdpowiedzUsuńO tak, każdy ma w sobie historie, które naprawdę warto poznać....
OdpowiedzUsuńTaki młody, a życie zdążyło go porządnie doświadczyć. On mimo to, nie opowiada o tym z żalem, to naprawdę godne podziwu.
OdpowiedzUsuńŻycie doświadcza. A historie takich ludzi są niesamowite.
OdpowiedzUsuńWłaśnie od takich ludzi powinniśmy się uczyć jak przestać narzekać na nasze cudowne (w porównaniu do jego) życia. Dopiero po spotkaniu kogoś takiego, dociera do nas jak wielu rzeczy nie doceniamy.
OdpowiedzUsuńI to są ludzi, którzy powinni chodzić z wizytami po szkołach opowiadać swoje historie. A nie politycy, aktorzy, piosenkarze czy inni działacze. Tak mi się troszeczkę skojarzyło. Chociaż jeszcze by dzieci/nastolatków zachęcił do buntu i innych niezbyt aprobowanych społecznie działań/zachowań ;)
OdpowiedzUsuńA te kuleczki są świetną sprawą. Nie jestem pewna, czy to Twoja metafora czy autentyk, ale i tak super! :)
Hahaha poszliby zamiast do szkoły ukraść rower :D śmiesznie brzmi, ale...
Usuń;p
Mam nadzieję, że to moja metafora, chyba że skądś zakosiłam i o tym nie wiem co też jest możliwe :P
No wiem, ale ci poważniejsi uczniowie mogliby jednak z takiego spotkania coś wywnioskować. Tym głupszym (bez obrazy dla nikogo, ale wiesz, o co mi chodzi) nie pomogą nawet spotkania z "mądrymi" ludźmi - politykami, dyrektorami banków itd. Choć politycy to również kwestia dyskusyjna XD
UsuńRaczej nie zakosiłaś jej, chyba że od wspomnianego Kolegi, bo o to mi ewentualnie chodziło :)
Każdy człowiek ma jakąś historię. Każdy człowiek... jest inny, choć wszyscy jesteśmy tacy sami. I chyba to jest najbardziej - dla mnie - fascynujące ;)
OdpowiedzUsuń