środa, 6 sierpnia 2014

Krótka refleksja i Glasgow

To, co na myśl o dzieciństwie chciałabym tu wyrazić, jest zbyt złożone. I zbyt rozległe. Są rzeczy, które robiliśmy wszyscy - gry w klasy, guma, przesiadywanie na drzewach, walki na kasztany, przekoloryzowane opowieści rodzinne, żeby jakoś poprawić wizerunek "na dzielni" (A moja mama pracuje w sklepie! Moja pracuje w pasmanterii, to dużo lepsza praca niż monopolowy.). Ale są też te inne wspomnienia, obserwacje sąsiadów - dzieciaki z patologicznej rodziny, które po kolei znikały wywożone do domu dziecka i ich niewzruszone rodzeństwo przekopujące piaskownicę (czy to jeszcze glina, czy już psie gówno - nieodzowny dylemat siedmiolatka), czy pan z parteru który obserwował nas ułożony na parapecie na kolorowym, złożonym w kostkę kocyku z szerokim uśmiechem. Był inny niż wszyscy moi sąsiedzi, do dziś widzę jego łysą głowę połyskującą w promieniach zachodzącego słońca.
Pamiętam też Julkę, która całymi dniami bywała bez opieki i latała z kluczem na szyi. Zawsze wiedziałam, że jest na dworze kiedy słyszałam pobrzękujące klucze i szczekanie jej szczurowatego pekińczyka-gwałciciela. Kiedy ten pies zdechnie (przeżył dwa moje chomiki, psa i świnkę morską), to chyba będzie ostateczne zamknięcie rozdziału mojego dzieciństwa. 
Julka od małego zaczytywała się w powieściach grozy, oglądała horrory i przegrzebywała regały rodziców, by potem tłumaczyć nam, że to czym się sika, profesjonalnie nazywane jest "pochwą". Pamiętam jak czytałyśmy W.I.T.C.H. na ślizgawce i jak, parę lat później, zatrzasnęłyśmy się w piwnicy z piwem w dłoniach i z małym łobuzem Maćkiem, który przyszedł po jakiś schowany w rogu piwnicy skarb. Julka przemawiała do niego namiętnie ("Maciek, a co byś powiedział na... małe co nieco?") zbliżając się ku niemu niebezpiecznie, a Maciek biedaczek z niepewną miną nie miał gdzie uciekać, bo przejście między piwnicami było zamknięte. Potem Monika i Karolina mocowały się z zamkiem z zewnątrz, żeby nas wydostać.
Julka zawsze była trochę inna, mniej uliczna, bardziej ambitna, ale też pokręcona na maksa. Do zeszłego piątku minęły ponad trzy lata, odkąd się ostatni raz widziałyśmy. Przyjechała w okolice Glasgow ze swoim chłopakiem by trochę zarobić, potem wracają na studia. Razem z K. odwiedziliśmy ich od piątku do poniedziałku. Spędziliśmy 5 godzin w pociągu, i tyle samo w powrotną stronę, ale te godziny oraz moja panika ("a co jak nas przesadzą, jeden bilet jest zarezerwowany na inne siedzenie!!!") były tego warte.
We czwórkę zrobiliśmy sobie wycieczkę po deszczowym (szczęście Kamińskiej) Glasgow, wykłócaliśmy się o bilet z kierowcą autobusu (ostatecznie przepłaciłam...), piliśmy (Kamińska ę lekko naebała) i - tu już ja z Julką - wspominałyśmy. Pokazywała mi na fejsbuku osoby, które nie spodziewałabym się jak teraz wyglądają, lub że mają dzieci, czy, uwaga, siedzą w więzieniu, jak ten młodszy od nas chłopak, z którym mój jeszcze młodszy brat bił się za dzieciaka. Przeraża mnie, jak czas ucieka...
Wracając do Glasgow. Chyba nigdy nie zapomnę widoku z balkonu, na który chodziliśmy z kawą lub z piwem na chwilę prywaty z K., jako jedyni częściej niż okazyjnie palący. Paliliśmy papierosy i oglądaliśmy na przemian poranne słońce, popołudniową mgłę i wieczorny deszcz, już nie wspominając o rozciągających się nad miastem pełnych smaku żarówek i zapachu ziemi nocach. 
Czekam na kolejny Punkt Postoju, urywek z codzienności.


PS. Kamińska zachowała się jak polaczek! Otóż stałam sobie z Julką na przystanku. Latała wokół nas upierdliwa osa. Gość z przystanku gapił się na nas cały czas z uśmiechem. Zaczęłam grzebać za papierosem twierdząc, że to sposób na szybsze przyjechanie busa, odganiałam osę ze skamieniałej Julki (nie ruszam się, to może nie ukąsi). Gość się odezwał: "fakin łasp" - totalnie nie znam się na szkockim akcencie, ale stwierdziłam wtedy że to szkot. Szkoci mówią jakby pytająco, ostro i szybko. Odpaliłam papierosa. Gość po szkocku zapytał o zapalniczkę. Dałam mu, po czym zwróciłam się do Julki - pewnie ma, zapytał bo cały czas nas obcina. Odszedł kawałek dalej, autobus zajechał (technika odpal fajkę się sprawdziła), gość usiadł za nami. Zdziwiło mnie to, ale uznałam że to przypadek (naiwna...). Nawijałyśmy o S. Julki, moim K. i o książkach, a gość jak widziałam kątem oka wgapiał się we mnie z szerokim uśmiechem. Wysiadłyśmy, Julka zaczęła mi tłumaczyć jak dojść na stację autobusów i wtem... gość mija nas i z tym cholernym rogalem na twarzy wykrzykuje "czego szukacie?!" 
Shocking. Najlepsze, że Julka w ogóle nie była zdziwiona, odparła że niczego a jedynie pokazuje mi drogę na stację autobusów - czy gość jej słuchał, to już inna bajka. Kiedy tak szłyśmy, ja z rozdziawioną szczeną, Julka mówiła: przecież mówiłam ci, że to pewnie polak, no w dresie i wyżelowany? Poza tym inny akcent miał, a ja już trochę ogarniam szkocki... Ponoć wspomniała o tym, kiedy zagaszałam w pośpiechu papierosa.
Dziewięć lat i pierwszy raz taki przypał! Tak się tłumacz... A jeszcze nie tak dawno opowiadałam K. o typie, który w autobusie stwierdził, że "śmieję się, a nie wiem o czym mówią"... bardzo był wtedy zdziwiony, że jednak rozumiałam. 
Ale zaraz. Koleś, żeby nas podsłuchiwać odzywał się do nas w obcym języku. Czy to z kolei normalne?!

23 komentarze:

  1. Uwielbiam Cię czytać. Podobnie jak siebie haha. Mmay ten talent, a co! ;d
    Swoje dzieciństwo pamiętam świetnie, było dokładnie takie jak opisane przez Ciebie. I szczerze mówiąc - był to najlepszy okres w moim życiu. A przynajmniej na dzień dzisiejszy. Też udało mi się w tym roku odnowić kontakt z bandą, z którą właśnie w tamtym czasie goniłam się po podwórku, więc wspomnień było sporo. To jednak uświadamia człowiekowi, jak szybko życie przelatuje nam między palcami. Musimy korzystać ile wlezie.
    ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no okej, przyznaję się, też lubię czytać siebie! szkoda, że wiem jak się skończy haha ;D
      pewnie tyle samo wspomnień, co zaszokowanych min "kiedyś nie miałaś takich prostych zębów/włosów/nóg" itp, ah wspomnienia ;D a że trzeba korzystać to fakt, moje drugie mini wakacje w tym roku, więc myślę że coś rusza z miejsca ;)

      Usuń
    2. No niestety, mamy spoiler :D Ale wiesz, zawsze można się zachwycać swoim talentem
      wspomnienia są genialne, czasem jak patrzę na zdjęcia to aż płacz rozpaczy bierze człowieka haha :D ale to jednak piękne czasy!

      Usuń
    3. trzeba teraz gromadzić zdjęcia do kolekcji. na gorsze czasy i na starość. :D

      Usuń
  2. Eh, te wspomnienia z dzieciństwa. Te godziny spędzone na podwórku z ludźmi, którzy byli ważniejsi niż rodzina. Szczerze? Nie utrzymałam żadnej podwórkowej przyjaźni na śmierć i życie. Szkoda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a może nie szkoda? czasem dawne przyjaźnie wywołują negatywne emocje hm

      Usuń
    2. Czasem tak, czasem nie warto wracać do tego co było i minęło...

      Usuń
  3. Julka była niezłą agentką za młodu z tego, co widzę :P

    Omg, co za koleś... :D Może tak specjalnie zrobił, żeby zobaczyć waszą reakcję. Może chciał was zawstydzić. Kto wie, kto wie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. po latach stwierdzam, że to na pewno przez ciągłe przebywanie w pustym mieszkaniu, dziecko miało za dużo do znalezienia na matczynych półkach.. ;p
      wydaje mi się, że cieszył się z naszej (mojej?) nieświadomości co do tego, że nas rozumie. no to sobie podsłuchiwał palant jeden :D

      Usuń
    2. Może i coś w tym jest, bo jak ktoś więcej jest w domu, to dzieciaki raczej nie szperają aż tak, a jak Julka nie była kontrolowana, to musiała do wszystkiego sama dojść i zabłysnąć w towarzystwie :D

      Usuń
    3. no, uwierz, zabłysła ;D horrory nam opowiadała i, jak już wspomniałam, tłumaczyła nam co ciekawsze "dorosłe" słówka:D

      Usuń
  4. Uwielbiam wspominać dzieciństwo razem z przyjaciółmi :) Kurcze, jak to szybko zleciało...

    OdpowiedzUsuń
  5. Super opisałaś swoje dzieciństwo. Co prawda nie rozpisałaś się, a to świadczy za pewne o tym, że takich super wspomnień masz jeszcze dużo, dużo więcej :) Chyba wspaniałą rzeczą jest spotkać po latach przyjaciela. Tylko o czym wtedy rozmawiać, skoro wydarzyło się tak wiele. Może faktycznie temat o wspólnych znajomych, jest tym prawidłowym :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no właśnie dlatego zaczęłam, że to wszystko jest zbyt zbyt złożone i rozległe!;)
      miałyśmy kilka innych tematów, niestety mimo trzech dni spędzonych wspólnie nie dało się nagadać, tym bardziej że chłopaki czuwali przy nas prawie non stop :D

      Usuń
    2. Jak się zacznie jakiś temat to można gadać godzinami.. znam to! :D Ale teraz przynajmniej już wiecie jakie tematy rozmów musicie poruszyć przy następnym spotkaniu :)

      Usuń
  6. Jak to wszystko się zmienia...

    OdpowiedzUsuń
  7. Powiem tak: czytałam "Po zmierzchu" i była to moja pierwsza książka Murakamiego - nie jest wybitna, to prawda, ale ma coś takiego w sobie, co mnie przyciągnęło. A Dalim zaczęłam się interesować od zeszłych wakacji, podczas których trafiłam do jego muzeum w Figueres w Hiszpanii. To znaczy wcześniej znałam jego prace, ale jakoś tak mnie nie fascynował... Za to po przejrzeniu ich z bliska, strasznie mi się spodobały i stwierdziłam, że muszę przeczytać jego biografię. Dopiero teraz wpadła w moje ręce. :) Co do Kinga - nie zrażaj się. Przeczytałam ponad trzydzieści jego książek i to jest naprawdę geniusz. W niektórych jest akcja, w innych romans, a w jeszcze innych powiewa nudą. "Christine" to nie jest najlepsza jego książka. Na początek polecam "Pod kopułą". Ja zaczęłam od "Chudszego", potem była "Podpalaczka" (EKSTRA), później "Dolores Claiborne" i "Colorado Kid", obie średniawe. Akurat te pierwsze cztery pamiętam, co jest dość zabawne. "Chudszy" jest genialny, polecam też na początek "Komórkę", "Rose Madder" (trochę miłości tutaj jest) i może jeszcze "Historia Lisey" z "Cmętarzem zwieżąt". O, "Cmętarz zwieżąt" możesz nawet na początku przeczytać, to bardzo dobra książka. :) Hahaha, o Kingu mogę pisać, sorry... mój ulubiony autor.

    Jakbym czytała moje wspomnienia z dzieciństwa, zwłaszcza z tym piaskiem w piaskownicy... Nie wiem, czy już mogę napisać, że czas szybko leci, w końcu mam te 17 lat i właściwie niewiele w życiu doświadczyłam. Ale mimo to, napiszę - czas szybko mija. Nie wróciłabym do dzieciństwa, mimo że było świetne. Tęsknię, chociaż jest mi dobrze w teraźniejszości. I czekam na to, co się zdarzy. Jestem ciekawa, jak życie się potoczy.
    To jest śmieszne, kiedy zagranicą ludzie myślą, że nikt ich nie rozumie. Dlatego nigdy nie obgaduję nikogo głośno... you never know, kto się przed tobą lub za tobą czai. Ale nie wiem, czy to typowo cebulowe zachowanie. Chyba niezbyt. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałam twoją opinię i właściwie jest trafna. :) Nie pamiętam, czy w "Pod kopułą" jest jakiś nekrofil (nie przypominam sobie), bo książkę czytałam cztery lata temu, ale jest dobra na początek. Bez względu na wymiary. Nie raz, nie dwa rozpoczynałam przygodę z jakimś autorem od cegły - uwielbiam cegły. :D King ma ponad czterdzieści książek (nie licząc fantastyki), a mi jest smutno, że prawie wszystkie je przeczytałam... Ale do kilku wrócę! O "Podpalaczce" nie zapominaj. :)

      Myślę, że ten Polak był po prostu ciekawy waszej reakcji, dlatego zaczął od angielskiego. :D W każdym może obudzić się zew cebuli... Także nie masz się czego wstydzić, tylko ze śmiechem wspominać. :D

      Usuń
  8. Ja to nawet weekendów nie mam xD

    OdpowiedzUsuń
  9. W przedsiębiorstwie przemysłu cukierniczego TAGO ;]

    OdpowiedzUsuń
  10. Co za typ - słyszał, że rozmawiacie po polski i odezwał się po angielsku? Burak i tyle!

    OdpowiedzUsuń
  11. Zazdroszczę dzieciństwa na blokach, bo zawsze pewnie miałaś kogoś do zabawy i to jeszcze jakiegoś rówieśnika. Zawsze byłam skazana na grę w piłkę ze starszymi kolegami, bo w mojej okolicy po prostu nie było dziewczyn!

    OdpowiedzUsuń
  12. Zróbmy jeszcze ogólnopolski hejt na Biedronki, które są sponsorem moich dwunastek i pracujących weekendów.

    OdpowiedzUsuń

Lubię wywody, dywagacje i anegdoty. Nie mam też nic przeciwko krótkim, sensownym komentarzom. Pisz śmiało, ale nie zapomnij przeczytać co komentujesz.

Kamińska pozdrawia!