Och, doprawdy?! Moja siostrzenica tam pracowała! Kimberly. Kim. A który autobus łapiesz? Rzeczywiście, nie ma sensu chodzić, to całkiem spory kawałek drogi. Mówisz, że prawie zaspałaś?... Mój partner też pracuje zupełnie inaczej niż ja, mamy dla siebie tylko sobotę...
Pamiętam też tego uśmiechniętego, wysokiego i tryskającego energią i entuzjazmem pana:
A na jakie kursy chodzisz? Aha, aż tam dojeżdżasz, no to rzeczywiście musisz wcześnie wstać... Świetnie świetnie, młoda damo, też się tym interesowałem, to dobra opcja, można dobrze zarobić. Czekam na tego chłopaka, powie mi kiedy mamy autobus...
Doceniam chwile refleksji, kiedy ktoś po prostu chce wykrzyczeć, jak mu się potoczyło w życiu. Niekoniecznie wyżalić, po prostu stanąć na środku galerii handlowej i przez megafon podzielić się swoją stratą (Pamiętacie). Nie zawsze mnie to czegoś uczy, ale na pewno daje do myślenia, pozwala stanąć na moment. Pamiętam ten wieczór, piwo i chłopaka, który dosiadł się do nas, ciągnął z wiadra i opowiadał, jak spuścił lanie typowi, który z obrzydzeniem spojrzał na jego dziecko chore na downa pytając co "temu" jest. Lubię egzystencjalne pytania Zjaranego Typa (no, powiedz mi, dlaczego nie mógłbym otworzyć własnego interesu? No, dlaczego? To jest wszechświat! - w pijackim geście rozłożył ręce, a dresy i sprana bluza krzyczały w tamtej chwili ironią - a ja biorę z niego to, co chcę...), ale najbardziej lubię opowieści miejscowego żula, strażnika teksasu, największego dżentelmena i zbieracza drobnych, który chowa za pazuchę piwo i popija je zakładając nogę na nogę.
Wiecie, miałem żonę, dwóch synów, willę w tej bogatszej części miasta, tam w pobliżu szpitala... miałem też dwa samochody - pokazuje na palcach, tak jakbym nie rozumiała, ale tak naprawdę chce tylko podkreślić swoje słowa - dwa samochody i rodzinę! Ale potem przez tego cholernego premiera zamknęli moją fabrykę. Jeździłem jakiś czas tirami, ale potem wszystko zaczęło się sypać, a jak mnie zostawili... widzisz, jestem tu gdzie jestem. Nigdy się nie domyślisz, gdzie kiedyś trafisz.
Kiedyś powiedział, że mając piwo i papierosa jest szczęśliwym facetem, dostał więc od nas czteropak ulubionego piwa i paczkę fajek na święta. To było zaraz przed tym, jak go zamknęli, niby na pół roku ale od zeszłych świąt nie pojawił się w mieście. Wzruszył się wtedy tak, że aż mi się serce ścisnęło, pokazał nam puszkę piwa i powiedział - cały dzień na nią zbierałem... Boże, nikt nigdy czegoś takiego dla mnie nie zrobił.
A Wasze Spotkania?
Wooooow, piękna notka.
OdpowiedzUsuńJa raczej nie rozmawiam z przechodniami. Tylko pan w kiosku do mnie zawsze zagaduje ale on akurat jest po prostu wścibski.
Pozdrawiam,
Lina
dziękuję :) hahaha podsumowanie! na szczęście częściej trafiam na znudzonych i przez to chętnych do rozmowy, niż zwyczajnie wścibskich :)
Usuńmnie zaczepiają tylko starsi panowie opowiadający o swoich bólach w kolanach i małych rentach, a odkąd mieszkam w Berlinie to głównie ludzie zbierający na cokolwiek (jedzenie, alkohol, koncerty). :)
OdpowiedzUsuńŚwietna notka, bardzo dobrze się ją czytało :)
OdpowiedzUsuńW Polsce zazwyczaj ludzie jak już kogoś "zagadują", to tylko z pretensjami albo ich celem jest uprzykrzenie komuś dnia.. niestety.
Dziękuję! no cudze pretensje też nie są mi obce, szczególnie z pracy. wszyscy narzekają ile można, ale na ogół na koniec zbywają to śmiechem i "nevermind" ;)
UsuńStrasznie smutna ta ostatnia historia... Kiedyś mnie i koleżankę zaczepił Cygan, już nawet nie pamiętam, po co, chyba chciał papierosa. Od słowa do słowa zaczął opowiadać nam swoją historię, że pije, bo niedawno umarła mu żona, okropnie płakał... Ja mam w ogóle jakieś dziwne szczęście (?) do rozmów z nieznajomymi, często mnie zaczepiają :D Na przykład kiedyś w szkole zagadała do mnie matka jakiegoś ucznia i czekając na nauczyciela, zdążyła opowiedzieć mi całą historię swojego życia + elementy losów najbliższej rodziny.
OdpowiedzUsuńNiby wszyscy tacy sami, a jednak inni.
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że mieszkasz w UK. :) W Holandii też często się spotykam z ludźmi, którzy spontanicznie do mnie zagadują i opowiadają o swoim życiu :)
OdpowiedzUsuńopowiesci zula, straznika teksasu! Ci ludzie maja zawsze tyle do powiedzenia, ich historie sa pasjonujace. lubie takie Spotkania, choc czesto, jak mnie ktos zagaduje na ulicy to po prostu chce troche kasy na piwo albo robi jakas oblesna uwage na temat mojej urody... ble
OdpowiedzUsuńLubię spotkania z ludźmi. Często spotykam ich na dworcu w Poznaniu, kiedy czekam na pociąg do domu, wracając z uczelni. Nieraz zdarzy mi się pogadać z bezdomnym, z kolesiem z tatuażami, czy starszą panią pytającą o peron. Taką iskierką do rozmów często było to, gdy ludzie prosili mnie o papierosa. Wtedy wręcz wypadało nieraz zagadać ;)
OdpowiedzUsuńO też uwielbiam takie spotkania. Najbardziej wzruszają mnie te z bezdomnymi. Ja osobiście nie miałam okazji rozmawiać z taką osobą, ale kiedy widzę jakieś akcje charytatywne i potem filmiki, które ukazują reakcje tych ludzi i rozmowy to aż się uśmiecham, bo to miłe że są jeszcze ludzie, którzy są w stanie pomóc albo chociaż rozweselić zwyczajną rozmową. Niestety większość ludzi się takich osób boi, albo zallicza je do grupy "pijaczków i meneli". No wiadomo, że są i tacy ale nie wszyscy. Swoją drogą to miłe kiedy ktoś zaczepi cię np. w galerii handlowej kiedy przymierzasz sukienkę i mówi "ślicznie ci w niej, pasuje ci" albo na przystanku autobusowym.
OdpowiedzUsuńno dokładnie, oglądałam jak roznosili ubrania dla bezdomnych, albo mój K. opowiadał mi o filmiku, na którym typ daje kupon lotka bezdomnemu i gość wygrywa tysiąc dolarów :)
UsuńMnie rzadko, ktoś zaczepia na ulicy, a jeśli już, to zazwyczaj jest to starsza osoba na przystanku, która po prostu chce się wygadać :)
OdpowiedzUsuńTaaak, dokładnie tak to wygląda. Pełno wszystkiego, zero firanki, Holandia :D
OdpowiedzUsuńCoraz rzadziej trafiają mi się 'takie' spotkania. Kiedy jeszcze korzystałam z komunikacji miejskiej często zdarzało się, że starsi ludzie opowiadali o sobie, o swojej codzienności, jakby po prostu szukali towarzystwa... To na swój sposób smutne, nie uważasz?
OdpowiedzUsuń