sobota, 29 sierpnia 2015

Historie zebrane, czyli co widziałam, co słyszałam


Założyłam fejsa. Jakieś cztery lata temu dezaktywowałam konto niechętna do oglądania zdjęć nielubianych ludzi, Łowcy lajków, handlarze wyświetleń. Wiedzcie, że to był spontan o czwartej rano w okularach przeciwsłonecznych na głowie, z flaszką i plastikowymi kielonkami obok. Odzyskałam kontakt z kilkoma osobami, a Jul odpisała mi na starego maila zapewne obawiając się fejsbukowego stalkingu. Ale przede wszystkim chodzi tu o Mądrą, z którą chodziłam do szkoły a która potem wyniosła się do rodzinnego miasta Robbiego Williamsa żeby studiować z dala od rodziny. Na jej profilu przede wszystkim zwracało uwagę zdjęcie profilowe z tygrysem...
Kamińska jednak ma to coś, dar, bo kiedy założyła fejsa Mądra akurat była w odwiedziny u rodziny. Zaprosiłam ją do nas, siadła na naszych bujających się krzesełkach, przy starym stole (Tyś: fajny macie ten stół. Powaga, zawsze lubiłem retro) i opowiadała o swoich podróżach po Malezji, Singapurze, Tajlandii i Grecji. Mówiła o tajlandzkim show, na które chciał iść jej kolega (poszli! A on był tak pijany, że nie pamiętał i chciał iść jeszcze raz), o największym kwiatku świata, który śmierdzi trupem i o tym jak popłynęli w morze i na bezludnej wyspie skończyło im się paliwo. Ukłuła mnie zazdrość, naprawdę, ale taka zazdrość która każe ci działać.
Brat Mądrej pracuje na dwie roboty, żeby uzbierać na podróż dookoła świata. Zastanawiam się, skąd im się to wzięło. I pomyślałam, że może nie warto wszystkiego tak rozkminiać, może trzeba myśleć prosto. Bez powątpiewań. Może wtedy ma się więcej odwagi, żeby coś zrobić.


Na urodziny K. pojechaliśmy z B. i G. nad morze. O mało co, a nic by z tego nie wyszło, bo troszkę sobie przeddzień popiliśmy, ale ostatecznie o 15 trafiliśmy do położonego cztery godziny od nas (tak daleko, bo tam było 28 stopni) miasta. K. i G. walili w samochodzie flaszkę, ja piłam piwo a B. energetyki. Zdjęcia z flaszką na tle stacji paliw, czytanie napisów w kiblu, a rano wędrówki przy plaży w deszczu... 
Kiedy dotarliśmy, nawalony G. wypytywał przypadkowych ludzi o kierunek do najbliższych hoteli. Wszyscy patrzyli na nas jak na kosmitów, cóż, miasto małe, w sumie zero obcokrajowców, a my... trzech goryli i blondyna 160 wzrostu, wszyscy w okularach przeciwsłonecznych z torbami jak po zakupach. Wiecie, ręczniki, ciuchy na przebranie, jednorazowy grill, szama i cola. Aha, i piłka którą kopaliśmy po deptaku. Doprawdy, nic specjalnego.
Z hotelami cenowo była lipa, więc musieliśmy odnieść torby do samochodu. O dziwo K. najwięcej narzekał na mój pomysł hotelu. A to chyba on nie powinien chcieć, żebym się cisnęła w samochodzie na cholernym parkingu przy plaży z trzema typami. 
No, ale. Nie ma to jak grill na plaży, rozmowy do 4 rano i morska woda przepływająca z piachem między paluchami. Gdzieś na molo był klub, który grał muzykę jeszcze po 4, więc nie czułam się jak totalny odludek (wiecie, ta moja jazda). No i ten facet, który po 2 przyszedł na plażę. Myślałam, że może przyszedł zapalić zioło albo pogapić się w morze i błyskające boje, ale nie. On rozłożył profesjonalny sprzęt fotograficzny i siedział tam jeszcze po naszym odejściu. 
Kiedy my zamknięci w samochodzie próbowaliśmy zasłonić ręcznikami okna, G. i B. poszli na miasto. W fast foodzie udawali ruskich, a potem ruskich spotkali i ci ruscy nie chcieli z nimi pić bez popity. :D Spało się chujowo, inaczej tego nie ujmę. Cztery godziny z przerwami. Gdzieś nad ranem nie wiadomo po co G. otworzył drzwi i były otwarte do po 10. Z zewnątrz musiało to ciekawie wyglądać...


I jeszcze ten pamiętny wieczór, kiedy G. poczęstował nas ciasteczkami... Siedzieliśmy ze znajomymi nad jeziorem. Zjadłam ciacho. K. zjadł. Dopiero potem G., który lubi wkręcać ludziom różne rzeczy, powiedział:
- Ale to nie są zwykłe ciasteczka. Wiecie?
Nie uwierzyłam. Nie było nic czuć, poza tym... oni i ciasteczka z ziołem? Ale potem przyszedł B., który wcześniej gadał z kimś gdzieś z boku. 
- I co, dałeś im? Po całym?! Pojebało cię?!!
Reakcja B. trochę mnie zaniepokoiła, ale nadal byłam przekonana, że to jeden z tych ich żartów. Miało zadziałać za godzinę. Godzina minęła i nic. Inni znajomi się zmyli. Zadowolona piłam piwko. Półtora godziny - i nagle poczułam, że świat wiruje mi przed oczami o wiele bardziej, niż powinien. Przecież nie wypiłam dużo. 
- I co, działa? Już działa?
G. na pewno też zjadł, bo oczy miał jak dwa funty albo pięć złotych. Kopałam K. pod stołem, żeby nic nie mówił, a potem zaczęła się beka. Rita Ora. B. pyta: Rita ora (skąd wiedziałam, o co mu chodzi? Pojęcia nie mam)? Na co ja: Nie ora, tylko Ora. To jej nazwisko! Podniesionym głosem: No to jednak ora! I beka. Całe szczęście oni też byli pofazowani, inaczej bardziej zwróciliby uwagę na moje zachowanie. Bo miałam grubo
Najlepsza sytuacja była, jak przejeżdżała obok naszej ławki babka na rowerze. G.:
- To polka. Nie wierzycie? SIEMA!
Baba bez słowa zawróciła rower. Pospieszne szepty: i po co wołałeś?! 
Nie wiem, gdzie trzymała flachę, bo chyba nie miała żadnej bluzy, ale fakt faktem nagle wyciągnęła nie wiadomo skąd butelkę. Była bardzo... męska. Poprosiła o fajkę i częstowała resztkami z flachy, którą piła bez popity. Wszyscy siedzieliśmy jak wmurowani odmawiając, już wystarczająco nietrzeźwi. A potem przyszedł jej (?) facet i zaczął ją szarpać. Ganiali się wokół stołu, on ledwo stał na nogach a Kamińska wrzeszczała, żeby się ogarnął. Chyba go to trochę otrzeźwiło, pogadał coś do chłopaków, że ona ma dzieci i żeby się odjebali, a potem odczołgał się wlokąc za sobą swój rower. Dziwny wieczór...
Pożegnaliśmy się progu naszego domu, a potem rzuciłam się na podłogę i płakałam ze wstrzymywanego śmiechu. K. tylko spytał - Ciebie też? Patrzę na zdjęcia, które sobie zrobiliśmy, żeby zobaczyć swoje oczy i odpowiadam, że mnie też. Zdecydowanie. 

27 komentarzy:

  1. wow, pojadę do Indonezji i odszukam te kwiatki, zajebiste są :D
    kocham tą historię o ciasteczkach. "where will you be when the acid kicks in?" :D
    pozdrawiam Kamińską cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  2. I weź tu pij z ruskimi, ci to są nie do zajebania normalnie :D
    I cóz, znam ten rodzaj tej takiej... dobrej zazdrości, co motywuje. Może właśnie teraz się przyda, kiedy człowieka łapie przedzimowy leń powoli... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tej sytuacji koledzy nie do zajebania, bo ruscy nie chcieli pić bez popity :D słabeusze! Hahaha :D
      U mnie nawet lata nie było (co najwyżej dwa tygodnie w tym roku takie naprawdę ciepłe), więc leń mnie jeszcze nie opuścił od zeszłego roku xD

      Usuń
    2. Teraz to ja się zajebałam xD Ale musisz mi wybaczyć, dziś zostałam ćpunem po lekach przeciwbólowych i melisie xD i w ogóle... to na pewno ruscy byli, czy udawali? xD
      (Faktycznie, napisałaś to samo u siebie xD)

      Usuń
    3. za dużo tych xD! xD fajnie, też bym się naćpała :D chyba większą ochotę miałabym na to ciacho z ziołem, niż na picie. Może to kwestia podejścia (no nie chce mi się!), albo starzenia się... ;p

      Usuń
    4. Za dużo, ale inaczej z bólu bym zniemogła... i tak dziś sobota, zawsze wtedy robię porządki, a dzisiaj ni cholery... e tam starzenia :D jak mówisz ciacho z ziołem, to mi się przypomina jak matka koleżanki przez przypadek dziadków tym nakarmiła... ale pewnie opowiadałam już tę historię bo to jedna z moich ulubionych xD

      Usuń
    5. Opowiadaj!!! nie znam :D

      Usuń
    6. no bo Ruda - ta moja koleżanka właśnie - upiekła ze swoim facetem ciasteczka z ziołem i zostawiła na tacy z naklejoną wielką czachą "nie dotykać". I powiedziała matce żeby nie tykała tych ciasteczek pod żadnym pozorem, bo to są jej i jej faceta na wieczór, że dla siebie upiekli na wieczór, o. Rzecz jasna nie wyjaśniała dlaczego (choć swojej matce mogłaby akurat, bo ta jest mega na luzie). I poszła sobie gdzieś. A popołudniu dziadkowie przyjechali na kawę i matka pod nieobecność Rudej nie miała nic słodkiego dla nich to... podała ciasteczka myśląc, że jakoś jej się wytłumaczy i że to zwykłe ciacha są przecież. I cóż. Później Ruda zawsze opowiadała, jaki obrazek zastała wracając wieczorem ze swoim facetem do domu. Matka się kulała po łóżku zawijając się w prześcieradło i ryjąc ze śmiechu przez 3h (była pewna, że minęło 15 minut...), a dziadkowie jak wbici w fotel. I tekst dziadka do babci: "Stefcia, dzisiaj ty prowadzisz auto... to nic że nie masz prawka... zrobisz po drodze."

      Usuń
    7. No bez jaj, nie wierzę :D przy Stefci jebłam :D mam nadzieję, że nie zjedli więcej niż po jednym bo ja po jednym miałam odlot na maksa :D masakra i co potem po wytrzeźwieniu? Jak wrażenia XD

      Usuń
    8. No Stefcia pozamiatała xD A takich szczegółów to już nie znam, niestety :D

      Usuń
    9. Albo inaczej - nie pamiętam, o :P

      Usuń
  3. Dobre historyjki. Takie życiowe są najlepsze hehe. otwarte drzwi i wzrok przechodniów, to musiało być nie złe ;)
    Co do podróży to fajna sprawa, ale z wiekiem coraz mniej mi się chce. choć planuję na starość (gdzieś w odległej przyszłości i galaktyce chyba) trochę po podróżować. Kupić campera albo samą przyczepę campingową i ruszyć gdzie oczy poniosą, taki tam planik.
    Kurcze przez to zatęskniłem za morzem i plażą. muszę się ogarnąć i jeszcze się w tym roku wybrać, daleko nie mam w sumie, więc jakiś wypad w sobotę można by zorganizować, choć jak znam życie to w weekend będzie padać :)
    Dobre ciacha nie są złe. Chciałbym żeby kiedyś takie ciacha ktoś rozdał wszystkim w naszej firmowej kantynie, to byłby najlepszy dzień w tym shithole'u :)
    Historia Rudej zajebista, dziadkowie wymiatają. ciekawe czy w ogóle się domyślili hehehe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może już na emeryturze, może chociaż trochę siły będzie i człowiek nie będzie się już przejmował własnym wyglądem. Tylko widokami! To też czasu zaoszczędza, w każdym razie kobiecie;)
      Haha, no to jest pomysł! Tylko trochę szkoda kasy na ludzi z roboty. Z drugiej strony może widok zbakanych współpracowników wszystko by wynagrodził.:D

      Usuń
    2. hehe racja, na starość czas się bardzo liczy. Tylko tak z drugiej strony to czemu tego typu rzeczy planuje się właśnie na starość? A co jak nie daj Bóg starości nie doczekamy? Tak chyba bezpieczniej jest powiedzieć, na starość to zrobię to czy to, a potem i tak nic z tego nie będzie. nie wiem na starość o tym pomyślę ;)

      Z chęcią bym kilku spizganych współpracowników zobaczył, zwłaszcza że większość nie miała z tym do czynienia. Albo ściemniają albo jakimś cudem się uchowali nie skalani dotykiem marihuanen. Czasem mam wrażenie, że jestem jedyną palącą osobą i w sumie to chyba tak właśnie jest, ale z tych co wiedzą, że pale nikt mnie przez to źle nie ocenia a przynajmniej tego nie odczuwam.

      Usuń
    3. No bezpieczniej, lubimy odkładać i sobie wmawiać, że to zrobimy... no i wtedy ma się najwięcej czasu! To jedna z tych zasranych ironii życia:|

      Nie wpadłam na to wcześniej (chociaż nakręcałam sobie w pracy z koleżanką bo akurat było zebranie na stołówce, że zamykają tam nas wszystkich i że pracowity koksu rozbiłby maszynę z żarciem, a sprzątaczka miałabym najwięcej szans na przeżycie i oślepienie nas wszystkich z bleachem w łapie...:D), ale też bym kilka osób chętnie zobaczyła pod wpływem.
      To jest fajne, że angole mają do palenia totalnie luźne podejście, nie wiem czy pisałam jak kiedyś koleś palił sobie z wiadra a policjantka do niego orajt? Albo brat mówił, jak kiedyś policjant zawinął zioło jego znajomemu i stwierdził, że sam je spali :D

      Usuń
  4. Tyle się u Ciebie dzieje i mówisz o przymuleniu? Ochrzan chcesz? :D Dzięki za dodanie ożywczego powiewu, historia z ruskimi made my day!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciasteczka z ziołem - wow, powiem Ci, że jakbym miała okazję, to może bym i spróbowała, tylko świadomie XD
    Ale miałaś przeżycia, nie ma co, teraz z kolei, będziesz miała co wspominac :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja już chyba nie tknę. Za mocne to! Bardziej kopie niż parę buchów, w dodatku nie wiadomo kiedy ;p

      Usuń
    2. Zależy jakie proporcje :D Ja raz próbowałam zioła, w Holandii, w czerwcu, to było straszne, tak mnie po tym głowa bolała, że ja Ci mówię xD

      Usuń
    3. Nie wiem, jak to jest z tymi proporcjami, tak na necie czytałam to dużo ludzi pisało, że ciastka bardziej siadają na głowę. Nie wiem, czy chodzi o to, że są trawione, czy co... :O
      A głowa bolała Cię ze śmiechu? ;DDDD Haha :D

      Usuń
    4. Ciekawe czemu tak się dzieje, nie wiesz? :D ale jakby nie było wszystko się trawi, no, poza paleniem :D
      Haha, nie, nie ze śmiechu :D bolała mnie ot tak, w ogóle nic mi to nie dało, poza gorszym samopoczuciem :P

      Usuń
    5. Lipa z bolącą głową. Ziółko zazwyczaj pomaga na bóle głowy a nie je wywołuje. Może za mocne jak na pierwszy raz, albo za dużo. W przypadku ziółka właśnie bardzo dużo zależy od tego pierwszego razu. Fundamentalne znaczenie ma to co palisz, ile tego palisz i z kim palisz. Od tych trzech rzeczy przy pierwszym razie zależy chyba najwięcej czy z uśmiechem, czy raczej z niechęcią podejdziesz do drugiego razu. Moja druga połowa tak miała, że kiedyś spróbowała, ale miała bardzo złe związane z tym wspomnienia i siłą rzeczy była strasznie "anty". Zmieniło się gdy w końcu namówiłem ją, żeby zapaliła ze mną i teraz to sama czasem proponuje: "jakiś smoking wieczorem, winko i film, hę, hę?" i to jest fajne bo uwielbiam z nią palić.
      Ciastka miałem okazje jeść w Holandii, ale niestety zbyt niecierpliwi byliśmy żeby czekać na tę BIG fazę i zanim ciastka zaczęły działać my już dawno kilkoma lolkami skopceni rżeliśmy jak konie z tego się że te całe ciacha to jakiś fejk.
      Kiedyś spróbuję raz jeszcze i zobaczymy ;)

      Usuń
  6. Takie historie są najlepsze. :D
    Spania w samochodzie nad morzem nie zazdroszczę. :P Ale za to jazdy nad jeziorem po ciastkach jestem ciekawa. :D

    OdpowiedzUsuń

Lubię wywody, dywagacje i anegdoty. Nie mam też nic przeciwko krótkim, sensownym komentarzom. Pisz śmiało, ale nie zapomnij przeczytać co komentujesz.

Kamińska pozdrawia!